środa, 24 listopada 2010

ROZDZIAŁ 14/ Uuuu...Justin ma dziewczynę!

OCZAMI JUSTINA(Kanada)

Patrzyłem Victorii prosto w oczy siedząc na przeciwko niej na korytarzu. Po jej policzku spłynęło parę łez.
-Co się stało? - zapytałem ocierając jej łzy.
Podniosła się z podłogi i przez długi korytarz pobiegła w strone wyjścia z budynku. Gitarę zostawiłem pod drzwiami pokoju nr. 13 i pobiegłem za nią.
-Zaczekaj Victoria! - zawołałem. Lecz na marne Victoria sie nie zatrzymała.
Wybiegliśmy z budynku i skierowaliśmy się po molu w strone jeziora. Victoria usidła na krawędzi mola, zdjęła buty i spuściła stopy do jeziora. Od czystej niemalże przezroczystej wody odbijały się krople łez cieknące z jej oczu. Podbiegłem do niej i kucnąłem nad nią. Pogłaskałem ją po plecach i czule zapytałem:
-Co jest? - uniosła głowę i skierowała ją w moją stronę.
-Justin.. - po jej policzku spłynęła kolejna łza. - ja nie wiem co ja mam robić...ja tak nie portafię. Więrzę Ci, że się zmieniłeś, ale nie wiem czy to odpowiedni moment.
-Są w życiu żeczy, o które warto walczyć do samego końca. Ja będę walczył o Ciebie. A teraz chodź bo zaczną nas szukać.
Podałem Victorii rękę, po czym wstała, podniosła swoje buty z molo, otarła ostatnie łzy i razem poszliśmy w kierunku ośrodka wypoczynkowego. Weszliśmy do budynku, a tam nikogo nie było. Pustka. Cały czas trzymająć się za ręce poszliśmy po schodach na górę. Nagle z któregos pokoju wyszedł mój opiekun.
-A gdzie wyście byli?! - rzucił w naszą stronę od razu gdy na nas spojrzał - jest cisza poobiednia! Marsz do swoich pokoi. - wydarł sie i trzasną drzwiami.
-Zostawiłęm pod Twoim pokojem gitarę  - zwróciłem się w stronę Victorii.
-To chodź  - widać było, że już jej lepiej. Nawet lekko sie uśmiechnęła.
Byliśmy już pod pokojem nr. 13. Victoria nacisnęła klamkę do dołu, a drzwi się uchyliły. Na łóżku siedziały dwie dziewczyny, śmiały się i dokazywały. Kiedy wszedłem do pokoju za Victorią ich wzrok zawiesił się na mnie. Obczaiły mnie od góry do dołu.
-Nie widziałyście tutaj gitary? - rzuciła Victoria w stronę tych dziewczyn.
-Tak - odpowiedziała dziewczyna o długich brązowych włosach i ciemnej karnacji dziwnie sie uśmiechając.-wzięłam ją do środka, bo stałą oparta o nasze drzwi.
W tym czasie druga dziewczyna podbiegła do szafy i wyjęła z niej moją gitarę. Podbiegła do mnie zadowolona i wręczyła mi do rąk instrument.
-Dziękuję - odpowiedziałem, a ona się zarumieniła i popędziła do tej drugiej na łóżko. - Ej..Victoria, to ja już pójdę... - Victoria do mnie podeszła i ku mojemu zdziwieniu musnęła lekko moje wargi. Kąciki moich ust powędrowały do góry. - Pa.
Wyszedłem z jej pokoju i skierowałem się w stronę mojego. Wszedłem do środka, gitare oparłem o szafkę i opadłem na łóżko.
-  Co tam? - rzuciłem w stronę Dicka, którego poznałem w autokarze, nawet fajny gość więc postanowiłem być z nim w pokoju.
-A spoko  - oderwał wzrok od  komórki i skierował głowę w moją stronę - a gdzie ty w ogóle byłeś? Wszyscy opiwkunowie Cie szukali i jesczez jednej jakiejś typiarki.
-Serio? - zdziwiłem sie bo przecież nie było nas jakieś 10 min.
-No...  a gdzie Ty w ogóle byłes co? - zapytał poruszając brwiami - i jesczez do tego z ta dziewczyną?
-Aaaa....? Nie twoja sprawa - perfidnie sie uśmiechnąłem  - wyjąłem z kieszeni telefon.
-No powiedz.
-Nie.
-No weź - Jezu, ale on wścipski.
-Oj z moją.....koleżanką nad jeziorem byłem. A co?
-Uuuu...Justin ma dziewczynę! - poczułem jak moje policzki robia sie czerwone.
Podniosłem się i oparłem o ścianę. Nie skomentowałem juz tego. Nagle w pokoju rozniósł sie dźwięk pukania o drzwi. ' Prosze' - krzyknął Dick. Drzwi się uchyliły a w nich ukazła się wysoki, ciemnowłosy facet. To był opiekun mojej grupy - Mark.
- Chłopaki...dzisiaj o 21 rozpoczyna sie dyskoteka. Rozpakujcie torby, przebierzcie się i na dyskotekę, ale jak nie będzoecie tańczyć wracacie do pokoi o 22 i kładziecie sie spać. Jasne?
-Tiaaa... - odpowidziałem obojętnie.  Mark wyszedł.
- No to teraz sie wystrój dla tej swojej dziewczyny - powiedział Dick i zaśmiał się. Też sie zaśmiałem, z pod pleców wyciągnąłem poduszke i rzuciłem nią w nigo.
-Za co? - zapytał śmiejąc się.
-Okej, ja sie idę rozpakować.
Podszedłem do drzwi i przeniosłem moja walizkę pod szafę. Wypakowałem z niej ubrania a kosmetyczke zaniosłem do łazienki. Spojżałem na zegarek w telefonie. Była 20.45. Postanowiłem sie już zebrać na dyskotekę. Dick słuchał muzyki a ja zakmnąłem sie w łazience. Wziąłem szybki prysznic i założyłem świeżą, czarną koszulkę, po czym popsikałem sie nowymi perfumami z Playboy'a. Wybiła 21. Dick nie był jeszcze gotowy ale powiedziłą, że później przyjdzie. Założyłem czarne dunki nike i mogłem juz wychodzic. Postanowiłem, że zajrzę do Victorii. Zapukałem do drzwi z numerem 13. Otworzyła mi jedna z współlokatorek Victorii.
-Jest Victoria? - zapytałem.
-Jest - wyszczerzyła sie na maxa. - Wejdź.
Zrobiłem jak mi kazała. Stanąłem przy drzwiach i spojrzałem przed siebie. Przy lustrze stała Victoria malując usta błyszczykiem.
-Hej - rzuciła.
-Hej - uśmiechnąłem się, po czym Victoria podeszła do mnie. Objąłem ją w pasie i dodałem przemierzając ją wzrokiem z góry na dół - Ślicznie wyglądasz.
-Dziekuję, Ty też. To jak idziemy?
Złapalismy się za ręcę i poszlismy w stronę sali gdzie miała sie odbyc dyskoteka. Na zewnątrz było słychac już głośna muzykę. Weszliśmy do środka. Usiadłem na krześle, a Victoria na moich kolanach. Leciały same szybkie piosenki lecz po chwili puścili jedną wolną.
-Zatańczysz? - zwróciłem sie do Victorii i  chwyciłem ją za ręke. Kiwnęła głową. Oboje wstaliśmy i przeszlismy na parkiet. Położyłem ręcę na jej biodrach a ona opatuliła rękami moja szyję i ołożyła mi głowę na ramieniu. W rytm muzyki przechodzilismy powoli z jednej ogi na drugą...po prostu nie mogłem sobie lepiej tego wyobrazić.

I close my eyes
I see me and you at the prom
We've both been waiting so long
For this day to come
Now that it's here
Let's make it special

I can't deny
There's so many thoughts in my mind
The D.J.&'s playing my favorite song
Ain't no chaperones
This could be the night of your dreams

Only if you give, give the first dance to me
Girl I promise I'll be gentle
I know we gotta do it slowly
If you give, give the first dance to me
I'm gonna' cherish every moment
'Cuz it only happens once, once in a lifetime

I couldn't ask for more
We're rocking back and forth
Under the disco ball
We're the only ones on the floor

I can't deny
There's so many thought in my mind
The D.J.&'s playing my favorite song, favorite song
Now we're all alone, all alone
Here's the opportunity

Only if you give, give the first dance to me
Girl I promise I'll be gentle
I know we gotta do it slowly
If you give, give the first dance to me
I'm gonna' cherish every moment
Cuz it only happens once, once in a lifetime

Everybody says that we look cute together
Let's make this a night the two of us remember
No teachers around to see us dancing close
I'm telling you our parents will never know
Before the lights go up
And the music turns off
Now's the perfect time for me to taste your lip gloss
your glass slippers in my hand right here
We'll make it before the clock strikes nine

Only if you give, give the first dance to me
Girl, I promise I'll be gentle
But we gotta do it slowly
If you give, give the first dance to me
Give the first dance baby
I'm gonna' cherish every moment
Cuz it only happens once, once in a lifetime

It's your chance, take her hand to the floor, to the floor
And if you see something you like then let her know
But you only got one chance, for your first dance
So take advantage of this slow down
Yeah man

If you give, give the first dance to me
I'm gonna' cherish every moment
Cuz it only happens once, once in a lifetime
 

Rozdział chciałbym zadedykowac moim naj:*; Gandzi, Kaśś, Werce, Sandrzycce mojej(aj żałuję, że Cie wtedy nie nagrałam:p), Anusi, Justyśce i Izie:*
Starałam sie aby rozdział był fajny, ale nie wiem czy mi taki wyszedł oceńce go sami:)
Chemia...fajnei na półrocze narazie wychodzi na 2 :D
Miłego czytania:* 

sobota, 20 listopada 2010

ROZDZIAŁ 13/ Ale my nie jesteśmy twarożkiem

OCZAMI VICTORII(Kanada)

-Victoria?...Ale co ty tu robisz? - zapytał ze zdziwieniem Justin.
-To wy się znacie? - wtrąciła Jessica.
-Niestety - warknęłam rzucając gniewne spojrzenie Justinowi. Odróciłam się w stronę Jessici.
-Między wami coś jest? - zapytała mnie siostra, wyglądająć zza mojego ramienia i  zerkająć w stronę Justina.
-Powietrze chyba......jestem teraz na etapie „wykastrujmy wszystkich facetów, a będzie lepiej”.Bo mnie już wkurza, że zamiast mi śpiewać serenadę z różą w dupie, on myśli, że powie że tęskni, a ja go kurwa o rękę poproszę. ...aa to jest chyba inna bajka, bo potem kucyk zmienia się w czołg i przejeżdża po popieprzonej królewnie... w realnym życiu Kopciuszek nie spotka Księcia, bo nawet nie dotrze na bal. Śpiąca Królewna nie doczeka pobudki - zwiędnie i zaśnie na zawsze. Leśniczy uratuje Czerwonego Kapturka, by go niecnie wykorzystać i wysłać do lasu do pracy. Małgosia sprzedaje narkotyki, bo nie może i nie chce znaleźć drogi do rodzinnego domu, a Jaś na gigancie kupczy własnym ciałem na Dworcu Centralnym. Calineczka za szminkę i tusz do rzęs obsługuje mężczyzn na klatce ewakuacyjnej centrum handlowego. - przerwałam nagle wyliczankę, by po chwili cicho dokończyć. : - tak wygląda życie z bliska..Ale wiesz co? Skończmy ten temat.
-Okej - widac było, że się troche speszyła. Po chwili dodała - Masz jakies gazety?
-Chyba mam - po dwuminutowym remamencie w torbie znalazłam jakieś trzy magazyny dla nastolatek.
Zaczęłyśmy poltkowac o gwiazdach, o modzie..o wszytskim. Było super. Dwa lata nie widziałam Jessici i prawdę powiedziawszy stęskniłam się za nią. Nagle mój telefon zawibrował. Dostałam esa. Od Justina...'Kocham Cię! Nie potrafię żyć bez Ciebie.Wiesz za czym tęsknie najbardziej ? za zapachem twojej bluzy, za dotykiem twojej dłoni, za biciem twojego serca...za Tobą . Wybacz mi...'. Owdróciłam się w jego stronę. Nasze spojrzenia zetknęły się. Patrzylismy sobie w oczy jakieś 5 minut.
-Wysiadać!! - po całym autokarze rozniósł sie głos kierowcy.
Wszyscy obozowicze zaczęli piszczeć, krzyczeć...masakra. Postanowiłam wyjść ostatnia. Wszyscy wybiegli, w autokarze zostałąm tylko ja i Justin. Jessica wyszła wcześniej. Zabrałam torbę z siedzenia i skierowałąm się w stronę wyjścia.
-Victoria  - usłyszałam za mną głos Justina. złapał mnie za rękę. - poczekaj. Odwróciłam się. W jego oczach pojawił się smutek.
-Musimy już wysiadać, zaraz będzie obiado-kolacja.
Puścił moja dłoń. Oboje skierowaliśmy się do wyjścia.
Wszyscy zostalismy podzieleni na dwie grupy. Dziewczyny osobno i chłopaki osobno. Trafiła nam się bardzo fajna pani. Nie była zbyt wysoka, blond włosy do pasa i bardzo wysportowana. Potem zostaliśmy przydzieleni do pokojów. Ja byłam z Jessicą i taką jedną Maci. Dostałyśmu pokój z nr. 13. Maci wydawała się miła, Jessica od razu się z nią zaprzyjaźniła...w sumie zostałam teraz sama. Pokój był w miare łądny: Ściany pomalowane na kolor beżowy, na przeciw drzwi było wielkie okno a pod nik duży stół i  prostokątne lustro. Łóżka były nawet duże, drewniane i przykryte beżowymi kocami. Pozajmowałyśmy sobie łóżka, ja w kącie pod ścianą, a Jessica i Maci obok siebie bliżej drzwi,  po czym zawołali nas na obiado-kolację. Na nieszczęscie Justin usiadł na przeciwko mnie. Starałam sie na niego nie zwracać uwagi lecz cały czas coś do mnie gadał o miłości, że mnie Kocha...bla bla bla...Zrobiłam sobie kanapkę z białym serem i zielonym ogórkiem. Miałam już dość jego aluzji o miłości i rzuciłam w jeg ostronę:
-Justin..zrozum , nasza miłość sie juz przeterminowała.
-Ale my nie jesteśmy twarożkiem. - chyba strał sie być zabawny.
-Niemożliwe - odpowiedziałam sarkastycznie, wstałam od stołu i poszłam w stronę mojego nowego pokoju. Zapomniałąm wziąć kluczyka od Maci, nie chciało mi sie po niego wracać więc postanowiłam poczekać na nią pod drzwiami. Usłyszałam czyjeś kroki. Stwierdziłam, że to dziewczyny skończyły posiłek więc zwróciłam głowę w strone długiego korytarza. Od razu poznałam Justina, chciałam odpocząć przed początkiem roku szkolnego a tu zjawia sie TO. I mam z tym czymś spędzić 2 tygodnie..! Justin zbliżał się coraz bardziej, w ręku miał gitarę. Usiadł  koło mnie i zaczął grać.

My friends say I’m a fool to think
that you’re the one for me
I guess I’m just a sucker for love
‘Cuz honestly the truth is that
you know I’m never leavin’
‘Cuz you’re my angel sent from above

Baby you can do no wrong
My money is yours
Give you little more because I love ya, love ya
With me, girl, is where you belong
Just stay right here
I promise my dear I’ll put nothin above ya. above ya
Love me, Love me
Say that you love me
Fool me, Fool me
Oh how you do me
Kiss me, Kiss me
Say that you miss me
Tell me what I wanna hear
tell me u love me

People try to tell me
but I still refuse to listen
Cuz they don’t get to spend time with you
A minute with you is worth more than
a thousand days without your love, oh your love

Baby you can do no wrong
My money is yours
Give you little more because I love ya, love ya
With me, girl, is where you belong
Just stay right here
I promise my dear I’ll put nothin above ya. above ya
Love me, Love me
Say that you love me
Fool me, Fool me
Oh how you do me
kiss me , kiss me
say that u miss me
tell me what i wanna hear
tell me you love me.

My heart is blind but I don’t care
‘Cuz when I’m with you everything has disappeared
And every time I hold you near
I never wanna let you go, oh
 Love me, Love me
Say that you love me
Fool me, Fool me
Oh how you do me
kiss me , kiss me
say that u miss me
tell me what i wanna hear
tell me you love me.

-Justin ja nie wiem czy umiem teraz z tobą być - Justin wskazujący palec przyłożył do moich ust i cicho szepnął:
-Ciii...nie mów już nic.
Zbliżył się do mnie a nasze usta się zetknęły. 

Nie wiem czy rozdział mi sie podoba...ale mam nadzieję, żę wam tak:D
Komentujcie:* Będzie mi miło:)
Do następnego:)



piątek, 19 listopada 2010

ROZDZIAŁ 12/ daj mi jeszcze jedną szansę

OCZAMI VICTORII(Kanada)

Od rozstania  z Justinem miną tydzień, nie utrzymuję z nim żadnych kontaktów, nie wiem co się z nim dzieje. Całymi dniami nurtuje mnie jedno pytanie: Czy dobrze zrobiłam kończąć z Justem? ...Teraz jedyne co potrzebuję to święty spokój... chce odpocząć od wszystkiego, od ojca, który coraz bardziej pije, od całej Kanady, chcę po prostu gdzieś wyjechać, gdzie nikt mnie nie zna. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wykręciłam numer do cioci Megi. 
/rozmowa telefoniczna/
-Hej ciociu.
-Hej Victoria - odpowiedziała ciocia, takim ciepłym przyjaznym tonem.
-Mam pytanie.. - na chwile zawiesiłąm głos, po czym dokończyłam - czy ta Twoja koleżanka organizuje jeszcze te obozy? 
-Tak, Twoja siostra Jessica jedzie, jutro jest wyjazd. A co?
- Bo była bym zainteresowana. - rzuciłam niepewnie. 
-Dobrze ja z nią załatwię..na pewno znajdzie sie dla Ciebie miejsce. To ty sie teraz pakój a ja o 20 będę już u Ciebie.
-Okej no to pa. - uśmiechnęłam się i zakończyłam połączenie.
/koniec rozmowy telefonicznej/
Ojciec spał w salonie na kanapie, zeszłam cicho z kuchennego stołu żeby go nie obudzić i poszłąm do siebie do pokoju. Zamnkęłam za sobą drzwi i podeszłam do szafy. Spojżałąm na zegarek - była 17.30. ciocia będzie za dwie i pół godziny. Trzeba się sprężyć. Z szafy powyciągałąm niezbędne mi ubrania, jakieś 15 bluzek, 6 par szortów, 3 bluzy, dwie piżamy strój kąpielowy, pare par butow oraz 2 pary długich spodni. Znalazłam jakąś różową walizkę, wszystkie ubrania złożyłąm równo w kostke i włożyłąm je do torby. Była za pięć 19.  Poszam do łazieki spakować kosmetyki. Z szafki wygrzebałam dużą kosmetyczkę z Hello Kittyi spakowałam do niej: perfymy i dezodorant z Playboya, szampon do włosów, balsam do ciała, szczoteczkę do zębów oraz pastę, i dwie maszynki do golenia. Spakowałam wszystko do walizki i zaniosłam ją pod drzwi. Wróciłam jeszcze do mojego pokoju, bo musiałąm spakować podręczną torbę. Włożyłąm do niej husteczki nawilżające, ładowarkę do telefonu, portfel z 300 zł i mp3. Była już 20.20. Mój telefon zaczął wibrować, dzwoniła ciocia.
/krótka rozmowa telefoniczna/
-Ja juz czekam na parkingu pomóc Ci z torba?  - odezwałą się ciocia po wciśnięciu przeze mnie zielonej słuchawki.
-Nie trzeba.ja juz schodzę.
/koniec krótkiej rozmowy telefonicznej/ 
 Napisałm karteczkę do ojca  "Jadę na obóz z Jessicą..nie martw sie o mnie niedługo wróce". Wzięłąm walizkę i torbę i wyszłam z mieszkania. Jak najciszej zamknęłam drzwi i zeszłąm przed blok. Wsiadłam do samochodu cioci i poejchałyśmy w stronę Ottawy, gdzie mieszka ciocia. Jechałyśmy rozmawiająć o tym jak sobie radzę bez mamy jak sie czuje ojciec...aż wstyd mi było przyznać, że ojciec pije. Szybko zmieniłam temat i wypytywałam o Jessice. Jechało się świetnie Po jakichś 2 godzinach byłyśmy już u cioci Megi w domu.

OCZAMI JUSTINA(Kanada)


-Justin, jedziesz jutro na obóz - powiedziała mama przy obiedzie.
-Ale jak to?! - trochę mnie to zdziwiło bo jakoś nic o tym wcześniej nie wiedziałem
-No tak to. Musisz się odstresować przed rozpoczęciem roku szkolnego. Obóz dobrze Ci zrobi. Już wszystko załatwiłam wiec czy tak czy siak pojedziesz.
-Tiaaa…powodzenia. – rzuciłem w stronę mamy i skonsumowałem kawałek schabowego.
-Jedziesz i koniec kropka. – widać było, że mam się już powoli stresuje.
-No dobra, dobra…opanuj się.
Poszedłem do swojego pokoju się spakować. Do wielkiej czarnej walizki spakowałem kilkanaście koszulek, 4 pary krótkich spodenek, 3 pary rurek, 5 dżokejek, bokserki do spania, kąpielówki, 6 par butów oraz kosmetyczkę. Spakowaną walizkę oparłem o szafę. Położyłem sie na łóżku, wyjąłem telefon z kieszeni i zacząłem go przewracać w palcach. Wszedłem w 'książkę telefoniczną', schodziłem w dół aż doszedłem do numeru Victorii. Wszedłem na 'wyślij wiadomość'..." Victoria...daj mi jeszcze jedną szansę...obiecuję, żę się zmienię." - wcisnąłem przycisk 'c', wszystko skasowałem. Znowy wszedłem na jej numer..przez chwilę się na niego wpatrywałem...w końcu wcisnąłem zieloną słuchawkę. Nie wiedzięłm czy dobrz robię...nie usłyszłem jeszcze pierwszego sygnału i nacisnąłem czerwoną słuchawkę. To nie był odpowiedni moment. Wyłączyłęm talefon. Wstałem z łózka i poszedłem do kuchni. Z lodówki wyjąłem serek 'Danio', z szuflady łyżeczkę i usiadłem przy stole. Odkleiłem wieczko serka i zacząłem go konsumować. Z salony dobiegał mnie dźwięk telewizora, popatrzyłem na zegarek na mikrofalówce, była 18.45. Puste pudełeczko po 'Daniu' wrzuciłem do śmietnika, a łyżeczkę do zlewu. Bardzo mnie bolała głowa, więc postanowiłęm sie przespać.

***

Rano obudził mnie budzik. Szybko się zerwałem, przetarłem oczy i poszedłem do łazienki. Byłem jeszcze trochę zaspany więc ochlapałe twarz zimną wodą, żeby się w całości przebudzić. Zrobiłem sobie szybki prysznic, umyłem głowę, wyszczotkowałem zęby i ubrałem się. Stanąłem przed lustrem, uczesałem jescze mokre włosy, jakieś 5 minut suszyłem je suszarką i byłem już gotowy.
-Chodź już ! -usłyszałem głos mamy dobigający z kuchni.
-Idę - poszedłem jeszcze do mojego pokoju po torbę i skierowałem się w strone drzwi wyjściowych.
Mama już była gotowa, założyłem Raybany i dunki. Oboje wyszliśmy z mieszkania i skierowaliśmy się do samochodu. Po godzinie jazdy byliśmy juz na przystanku busowym gdzie było dużo ludzi. Autokar był już sprawdzony przez policjanta więc moglismy już jechać.

OCZAMI VICTORII(Kanada) 

-Przepraszamy za spóźnienie - powiedziała  ciotka Megi gdy ja i Jessica wsiadałysmy do autokaru. 
-Nic nie szkodzi - odpowiedział grzecznie kierowca. - Idźcie zająć miejsca - rzucił w naszą stronę.
-No to pa dziewczyny - ciotka wyszła z autokaru a my poszłyśmy zająć miejsca. Usidałyśmy obok siebie, Jessica przy oknie a ja bliżej przejścia po między sedzeniami. 
-Obczaj jaki sexi men - wyszczerzyła się Jessica i pokazała palcem na jakiegoś chłopaka.  Odwróciłam głowę i zobaczyłam chłopaka patrzącego w okno. Bardzo mnie to zdziwiło.
-Yyy....co ty tu robisz?! - rzuciłam w  jego stronę. 


Sory, że tak długo nie dodawałam, ale ostatnio mniej siedze na kompie...
We środę miałam zawody z pływania..sztafeta..., wczoraj zawody z uni hokeja..., w poniedziłek też z uni hokeja...codzienie dwie godz. w-f...a wcześniej cztrey..więc sory, brak czasu trochę ale następny postaram sie napisać szybciej:*

niedziela, 14 listopada 2010

ROZDZIAŁ 11/ Czasem życie stawia nas przed trudnymi wyborami

OCZAMI JUSTINA(Kanada)

Czułem, że zaraz wydarzy się coś ważnego dla nas obojga. Nasz pierwszy raz. Leżałem na plecach na kuchennej podłodze,a Victoria klęczała nade mną na czworaka. Pachnące, lśniąće kosmyki jej włosów opadały na moją twarz, łaskocząc moje zarumienione policzki. VIctoria jedną rękę włóżyła pod moją bluzkę gładząć mnie po klatce piersiowej.
-Justin zróbmy To..tu i teraz.- wyszeptała po czym przygryzła wragę i zaczęła obdarowywać mnie namiętnymi pocałunkami. Moje ręce węrdrowały po ciele Victori...zacząłem zabierać się za jej stanik. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, postanowiliśmy to zignorować, lecz ten ktoś natrętnie dzwonił i pukał w drzwi. Po chwili dotarł do nas głos" Policja otwierać".  Zrobiłem oczy jak jak 5 zł, Victoria podobnie. Wstała ze mnie poprawiła włosy i poszła w stronę drzwi. Usiadłem, oparłem się o szafki i wsłuchałem się w rozmowę Victorii i policjantem.
-Coś się stało? - zapytałą Victoria o otworzeniu drzwi.
-Dostałem zgłoszenie, że coś się dzieje w tym domu , żę jest za głośno - usłyszałem stłumiony głos policjanta.
-Ykhmm...jest u mnie kolega.
-A to nie przeszkadzam.- drzwi sie zamknęły po czym Victoria wróciła do kuchni podśmiechując się pod nosem.
Usiadła obok mnie i powiedziała:
-To pewnie  ta stara Johnsonka...stwiedziła, że coś się dzieje...to już ludzie w spokoju nie mogą sobie wyznać miłości.. - uśmiechnąłem się.
Gimmie..gimmie...gimmie..- z pokoju Victorii dobiegał dźwięk mojego telefonu.
-Zaraz przyjdę - rzuciłem w jej strone i udałem sie po telefon.

/rozmowa telefoniczna/
-Cześć synku - dochodził głos mamy z drugiego telefonu.
-Hej mamo.
-Gdzie ty byłes całą noc? Martwiłam się o Ciebie.
-U Vcitorii.
-Musimy porozmawiać..ale to nie jest rozmowa na telefon. - jej głos drżał, zastanawiałem się o co może chodzić.
-Okej za jakieś pół godziny będę w domu.
/koniec rozmowy telefonicznej/

Włożyłem telefon do kieszeni i poszedłęlm do kuchni.
-Sory ale ja muszę już iść...-rzuciłem w stronę Victorii, pocałowałem ją w czoło i ruszyłem w strnę drzwi. Klamkę pociągnąłem do dołu gdy nagle Victoria cicho powiedziała:
-Napisz - kąciki moich ust powęrdrowały do góry.

***

-Justin - mama zawiesiła głos - musisz coś wiedzieć.
-Co się stało? Dziadek nie żyje? - zapytałęm z lekka zdenerwowany.
-Nie...z dziadkiem wszystko w porządku - sztucznie się zaśmiała po czym głeboko westchnęła i dodała - chodzi o mnie i o tatę. Między nami nigdy się nie układało...od 2 miesięcy jesteśmy w separacji. Niedługo odbędzie sie sprawa rozwodowa. 

OCZAMI VICTORII(Kanada) 

-Wiedziałem, że to tak się skończy...to było do przewidzenia...nigdy go nie było w domu, zawsze nas olewał...i te rozmowy telefoniczne z 'koeżanką'. - rzucił w moją stronę Justin gdy siedzieliśmy w parku na ławce. Wiatr targał nam włosy...kaczki pływały po stawie...słońce juz zachodziło...
-Ja pier***ę...szkoda mi Ciebie, ale już przesadzasz! Cały czas gadasz o swoich rodzicach, jaki to był Twój ojciec! Powinieneś się cieszyć, że masz dwoje rodziców...!  - po moim policzku spłynęła jedna łza. Justin popatrzył się na mnie jak wryty. - Ostatnio wogóle mną się nie zajmujesz, nie obchodzę Cię!
-Victoria....ja Cie kocham.. - wydukał z siebie.
-Daj sobie juz spokój dobra ...mówisz tylko o tym jakie to miałeś spieprzone dzieciństwo! Ja też nie miałam zafajnie. Ja już tego mam dość! W tej chwili robisz z siebie ofiarę losu...nie masz dla mnie czasu, kiedy ja go włąsnie potrzebuję.
-Obiecuję, że to się zmieni...
-Chyba musimy zrobić sobie przerwę...potrzebuję traz samotności...potem zobaczymy co będzie dalej.
Wstałam z ławki i chciałam pójść do domu, lecz Justin złapał mnie za rękę.
-Victoria, czekaj. - powiedział Justin. Wjego głosi słychać było smutek.
-Ale na co?! Na zbawienie?!
-Nie chce Cię starcić ...
-Trzeab było myśleć wcześniej.... Czasem życie stawia nas przed trudnymi wyborami. Wymaga od nas podjęcia decyzji i poniesienia konsekwencji danego czynu. Jest to wybitnie trudne zwłaszcze wtedy, kiedy tak naprawde nie wiemy co możemy zrobić, kiedy wiemy, że trzeba działać, lecz nie mamy pojęcia w którą stronę się udać, jaką decyzję podjąć. Brak opcji wyboru jest najgorszy. Normalnie, kiedy pojawia się problem, dochodzimy naszą drogą do skrzyżowania - wtedy wystarczy wybrać jedną spośród kilku dróg... Lecz kiedy znajdujemy się w sytuacji z której nie mamy pomysłu jak wybrnąć, przenosimy się jakby na pustynię - na której brak dróg, drogowskazów, ludzi którzy mogli by nam wskazać właściwą drogę doprowadza nas do obłędu. W którąkolwiek stronę nie spojrzymy - wszystko wygląda tak samo, nie wiemy co znajduje się za horyzontem - czy obrany przez nas kierunek doprowadzi nas do szczęścia czy długotrwałego cierpienia..- wyrwałam się z ucisku ręki Justina i odeszłam.


Rozdział..nie wiem czy mi sie podoba taki...zwykły:)
Ale mam nadzieje, że wam sie podoba...bierzcie udział w ankiecie.proszę..chcę znać wasze zdanie..:)
Ma tu być 11 komciów bo jak nie to nie będzie rozdziału;P
Rozdział chcę zadedykować Lemonce:* 



sobota, 13 listopada 2010

ROZDZIAŁ 10/ pocałunkami tłumaczyliśmy sobie wszystko na co brakuje słów

OCZAMI VICTORII(Kanada)

Przymrużyłam oczy. Ciepły promień słońca ogrzewał moją twarz i świecił prosto w oczy. Lekko uchyliłam powieki i rozejżałam sie do okoła. Leżałam na kanapie na tarasie wtulona w Justina jak w pluszowego misia. Delikatnie sie podniosłam żeby go nie obudzić i wstałam z kanapy. Justin tak słodko spał...buzie miał otwartą...a z lewego kącika ust ciekła mu ślina. Uśmiech sam naniósł mi sie na twarz.  Po chwili poszłam w strone kuchni. Zajżałam do lodówki, nic ciekawego nie znalazłam więć schyliłam sie do zamrażarki zobaczyć czy są jeszcze jakieś lody. Wysunęłam szufladę i wyciągnęłam z lekka zamarnięte pudełko czekoladowo-waniliowych lodów. Położyłam je na blat stołu i zamknęłam drzwiczki chłodziarki. Wyciągnęłam jeszcze bitą śmietanę, miseczkę oraz łyżkę do nakładania lodów. Troche męczyłąm się z otworzeniem lodów, ale po trudach i wysiłkach jakoś mi się udało. Do miseczki nałożyłam cztery kulki lodów i sięgnęłam po bitą śmietanę. Zamiast śmietany w spreju dotknęłam czyjejś ręki. Odwróciłam głowę w prawą stronę, a za mną stał Justin szczerzący się od ucha do ucha.
-A co Ty tak suszysz zęby? - zapytałam, całym ciałem odwróciłam się w strone Justina i oparłam się o kuchenne szafki.
-Bo są mokre - uśmiechnęłam się, po chwili Justin dodał bawiąć się śmietaną.- Co robisz?
-Teraz stoję i wpatruje się w najcudowniejszego faceta nia tej pólkuli. Czy ten najcudowniejszy facet zechciałby lody?
-Jeżeli przygotuje mi je najcudowniejsza laska na tej pólkuli to tak.
Sięgnęłam do szafki po drugą miseczkę i nałożyłam do niej trzy kulki lodów.
-Chcesz z bitą śmietaną? - zapytał Justin obejmując mnie w pasie swoimi ciepłymi, delikatnymi dłońmi. Pokiwałam głową a Justin na dwie porcje lodów nałożył śmietanę. - Victoria?
-Tak? - odwróciłam się w jego stronę. W jednej chwili bita śmietana znalazła się na mojej twarzy. Wyrwałąm Justinowi broń i w ciągu paru sekund Justin też był cały w śmietanie. Zaczęlismy się śmiać i co raz bardziej zbliżać do siebie. Justin przejechał palcem po moim nosie i zciągnął z niego bitą śmietanę po czym ją skonsumował. Swoje ręce usadowił na moich biodrach, coraz bardziej stąpał do przodu w skutek czego ja do tyłu. Niezauważyliśmy miski LoLi na podłodze przez którą upadłam a Justin na mnie. Chciałam wstać lecz jego aksamitne dłonie zatrzymały moje ciało na podłodze. Złapałam za koszulke Justina i za jej pomocą przyciągnęłam go jeszcze bliżej do siebie. Justin zaczął peścic moje usta swoimi. Odgarnęłam jego włosy po czym spojżałam mu głęboko w oczy.
-Nawet sobie nie wyobrażasz jak ja Cie bardzo mocno kocham ,nie umiem powiedzieć jak bardzo kocham na Ciebie patrzeć, jak bardzo uwielbiam Twoje czekoladowe oczy i ten bezcenny usmiech za który oddałabym milion gwiazd. Nawet powietrze mi Ciebie nie zastąpi. - Justin był taki nienachalny, delikatny, opuszkami palców przejeżdżał po moim policzku. Czułam jego oddech na moich rzęsach, ustach. Potem nie mówiłam już nic, pocałunkami tłumaczyliśmy sobie wszystko na co brakuje słów. Było jak w bajce...czułam się jak śpiąca królewna uśpiona przez wielkie uczucie nazywane miłością, jak królewna całowana przez wymarzonego księcia.
Byliśmy cali brudni, ale to nic...dalej tarzaliśmy sie po kafelkach zapominając o otaczającym nas świecie. DO moich uszy dochodził słodki dźwięk wydobywający się z ust Jsutina. Nigdy nie myślałam, że miłość może odmienić całe życie...to niesamowite jak człowiek uzależnia sie od drugiej osoby....

Gdy by nie Kaś:* i Lemonka rozdział prawdopodobnie by nie powstał...dziekuję:)
Mama nadzieję, że się spodoba miłego czytania:*
Do następnego:* 

piątek, 12 listopada 2010

Ważne.....!!!

Ej....dziewczyny dajcie spokój...!
Wiem, że każdy ma inny gust i że każdemu podobają się inne opowiadania ale to nie jest forum kto pisze fajnie a kto nie..!
Możecie mnie przez to nie lubić i przestac czytac moje opowiadanie..no trudno...nie życze sobie żebyście kogo kolwiek obrażały na moim blogu.
 Komentarze pod postem są chyba po to żeby ocenić rozdział a nie dyskutować o gustach...!
Mam nadzieję, żę to sie juz skończy.
Ja osobiście bardzo lubie czytac opowiadanie Lemonki......i nie chcę żebyście go w taki (troche hamski) sposób krytykowały..!

ROZDZIAŁ 9/ Czemu ja Cie tak lubie, co?

Ten rozdział chciałbym zadedykować Lemonce:*Dzięki niej dalej piszę tego bloga....:*:Wpadajcie na jej opowiadanie:http://www.alishas-life.blogspot.com/ oraz http://samantas-life.blogspot.com/ czytajcie i komentujcie, na prawde polecam dziewczyna ma talent. Aco do rozdziału ma być 9 komentów:*Teraz będe dodawała krótsze ale częściej...miłego czytania:*

OCZAMI JUSTINA(Kanada)

 po 2 tygodniach

Tydzień temu odbył sie pogrzeb mojej mamy. Tato jest załamany, od jakiegoś czasu nie chodzi do pracy, siedzi tylko w domu przed telewizorem i poprzez picie próbóje załatać dziurę w sercu. Żal mi go, bardzo się zaniedbał, nie wiem co będzie z nim dalej. Ze mą nie lepiej... ale z Justinem dam sobie radę. On bardzo nas wspiera, cieszę sie, że go mam. W naszym związku jak na razie wszystko jest cudownie, na lepszego chłopaka trafić nie mogłam, on jest dla mnie jak anioł stróż, gdy zapominam jak latać, dodaje mi skrzydeł.
-Gdzie jest Twój ojciec? - zapytał Justin gdy siedzieliśmy u mnie w domu w salonie i oglądaliśmy Tv. Była 1 w nocy.
-Pojechał do Ottawy  na tydzień, chyba do ciotki, więc zostaję tylko z Tobą - uśmiechęłam się i oparłam głowę na jego ramieniu.
-Mmmm... - Justin spojżał na mnie i miałam wrażenie, że miał sprośne mysli. - Fajnie.
-No..mam nadzieję, że sędzimy ten tydzień razem.
-Ja też - nachylił sie nade mną i pocałował w czoło.
-Przyniosę coś do picia. - wstałam z kanapy i wyszłam z salonu. Miałam juz wejść do kuchni ale nie zauważyłam ściany i pierdzielnęłam  w nią głową. Od razu usłyszłam głos Justina:
-Nic Ci nie jest?
-Nie....
Otrząsnęłam się i wyjęłam z szafki dwie szklanki i Fantę.
Wróciłam do salonu. Położyłam napój i szklanki na stoliku i usadowiłam się na kanapie wtulając w Justina.
-Co Ci sie stało w tej kuchni? - zaptał Justin.
-Jebłam się w ścianę - Justin się zaśmiał - wiem, że iloraz mojej inteligencji nie jest za wielki ale cóż.
-No w sumie masz rację - walnęłam Justina w ramię i uśmiechnęłam się perfidnie.
-Ała..to bolało..
-Bo miało...  - patrzyłam się na niego krótką chwilę i dodałam - Czemu ja Cie tak lubie, co?
-No nie wiem....może dlatego, że jestem ładny - wyszczerzył swoje idealnie równe i białe zęby, nie mogłam sie powstrzymać i cmoknęłam go w nos.
-Ja też nie wiem... - uśmiechnęłam sie i sięgnęłam po napój. Nalałam Fante do dwóch szklanek wzięłam jedną z nich i sie napiłam.Po drugą sięgnął Justin. - To co oglądamy? - zapytałam.
-A co byś chciała?
-To co ty - uśmiechnęłam sie i postawiłam napój na stoliku, Justin też. -To może darujmy sobie telewizję i  chodźmy na taras pooglądamy gwiazdy.
 Jednocześnie wstaliśmy z kanapy i poszliśmy w strone mojego pokoju. Otworzyłam drzwi i przeszliśmy przez mój pokój nie zapalając światła. Odsunęłam zasłony odsłaniająć szklane drzwi od tarasu. Lekko je uchyliłam  i oboje wyszliśmy na duży balkon. Na zewnątrz było w miarę ciepło tylko co chwila lekki powiew wiatru rozwiewał nam włosy. Usiedliśmy na kanapie. Justin rozłożył ręce na oparciu sofy, wtuliłam się w jego tors a rękę położyłam na jego klatce piersiowej.W milczeniu wpatrywalismy się w gwieździste niebo. Nagle zauważyliśmy spadającą gwiazdę.
-Pomyśl sobie jakieś życzenie - czule zwrócił sie do mnie Justin.
Popatrzyłam prosto w jego czekoladowe oczy i odpowiedziałam:
-Moje marzenie sie spełniło gdy poznałam Ciebie..znalazłam prawdziwą miłość.
Nasze usta zetknęły się w skutek czego po całym ciele przeszedł mnie dreszcz.


poniedziałek, 8 listopada 2010

ROZDZIAŁ 8/ moment przejścia ze zwykłego świata do miejsca po za czasem i przestrzenią

OCZAMI JUSTINA(Kanada)

-Justin - usłyszałem czyjś głos przez sen. To był mój tato. Otwrzyłem oczy i spojżałem na niego. - Przykro mi ale musze wyjechać...wiem, że miałem w tym tygodniu spędzić czas z wami  ale musze polecieć do Nowego Jorku.
-Ta..ta...jak zwykle..praca i praca - schowałem głowę pod kołdrę i próbowałem jeszcze chociaż na chwilę zasnąć. Usłyszałem tylko ciche " Przykro mi Justin " i kroki mojego ojca zmieżające w strone drzwi. 
Jak zwykle..tylko praca i praca, dla niego rodzina wcale się nie liczyła myślałem, że się zmienił jednak się grubo pomyliłem.. Nigdy nie było go przy mnie i mamie kiedy go potrzebowaliśmy. Zawsze miał jakieś wymówki, że idzie do pracy, że to ważna sprawa. W domu prawie nigdy go nie było i nie ma. Rodzice od kąd sięgam pamięcią zawsze się kłócili...pamiętam jeszcze ten ciemny pokój..blask księżyca wdzierający sie przez ciemne zasłony do mojego małego pokoju. Miałem wtedy jakieś 5 lat. Siedziałem skulony na łóżku, zza ścian dochodziły tylko krzyki ojca. Mama zawsze cicho szlochała. W nocy przychodziła do mnie i zawsze mnie pocieszała . Zawsze mówiła, że tato nas kocha. Wierzyłem mamie.... Lecz z czasem zacząłem przekonywać się jaki jest tak na prawde ojciec.
Wychyliłem głowę spod kołdry. Oczy mi sie przymrużyły, promienie słońca świeciły prosto na moją twarz.
-Justin! - krzykęła moja mama - śniadanie! - po chwili usłyszałem hałas zamykających sie drzwi. Tato pojechał.
Wygramoliłem się spod kołdry i przecierając oczy poszedłem do kuchni.
-Co jest na śniadanie? - zapytałem i usiadłem na krześle.
-Naleśniki - odpowiedziałą mama kładąc prze de mną talerz i nałożyła na niego gorące naleśniki prosto z patelni.
-Dzięki - mama podała mi jeszcze widelec i usiadła koło mnie.
- I co? - zapytała z ciekawością mama.
-Jak zwykle tylko praca jest dla niego ważna.... - zacząłem rozrywać widelcem naleśnika na małe częsci.
-Nie pytam o ojca tylko o tą dziewczynę..
-Victorie..... oj po prostu zachowałem sie jak kretyn...ale to nie twoja sprawa.
-Zależy Ci na niej, co?
-Tak - odpowiedziałem, żeby nie udzielać więcej odpowiedzi na pytania mmay zapchałem sobie całą buzie naleśnikami, wtsałem z krzesła i dodałem przełykając śniadanie - będę u siebie.
Talerz z naleśnikami położyłem na biurku i otworzyłem okno żeby sie trochę przewietrzyło. Oparłem sie o parapet i rozglądałem sie po całej okolicy. Była dopiero 8 rano a na dworze juz roiło sie od małych dzieci. Tylko biegały i piszczały...masakra... są wakacje i nie można odpocząć. Żeby ich nie słyszeć zamknąłam okno, usiadłem na łóżku i zabrałem sie za konsumowanie posiłku. Położyłem sie na łóżku, wziąłem gitarę i delikatnie przejechałem opuszkami palców po strunach. Zacząłem grac piosenkę, którą napisałem dla Victorii "Favorite Girl". Po jakichś 5 minutach mama znowu mnie zawołała:
-Justin pójdź do sklepu po bułki. - głos mamy rozległ się w całym po domu.
- Nie chce mi się  - rzuciłem obojętnie.
-Oj idź...
-No dobra...ale musze sie ubrać.. - wstałem z łózka  i podszedłem do szafy z ubraniami.
-To szybko.
 Otworzyłem drzwiczki od szafy i spojżałem na cały stos równo poukładanych ubrań.Przemierzyłem wrokiem wszystkie półki po kilka razy, aż w końcu zdecydowałem sie ubrać w różowy T-shirt i czarne rybaczki. Poszedłem jeszcze do łazienki, umyłem sie pod pachami, wyszczotkowałem zęby i ogarnąłem czuprynę. Nałożyłem na siebie ubrania i wyszedłem z łazienki. Mama dała mi dychę i kazła mi kupić 5 bułek. Założyłem czarne nike a, że słońce świeciło to jescze przeciwsłoneczne okulary Rayban'y. Wyszedłem z bloku i zmieżałem w stronę sklepu "Super Star". Założyłem słuchawki na uszy i szedłem przed siebie.

OCZAMI VICTORII(Kanada) 

 Wstałam jakaś nie wyspana. Usidałam na łóżku i spojżałam przed siebie- na ścianie było zdjęcie moje i Justina. Wpatrywałam się w nie w bezruchu jakieś 10 minut.Nagle na łóżko wskoczyła LoLa. Zczęła mnie lizać i sie łasić. Postanowiłam, że wyjdę z nia na spacer po okolicy. Szybko sie umyłam i ubrałam w czarne szorty oraz różową bokserkę. Poinformowałam tatę, że wychodzę i założyłam buty. Oworzyłam drzwi a LoLa po między moimi nogami wyleciała z mieszkania merdają ogonem. Zamknełam za sobą drzwi i zbiegłam po schodach za LoLą. Po paru minutach suczka szła posłusznie przy nodze. Chodziłyśmy tak po całym mieście. Było bardzo gorąco więc postanowiłam się przejść do sklepu po butelkę wody. LoLa przestraszyła się pisku opon samochodów. Schyliłam sie po nią, żęby ją wziąć na ręce i poszłyśmy dalej. Nagle z za zakrętu wyszedł on...Justin. Zatrzymaliśmy się przed sobą i wpatrywaliśmy się w siebie w milczniu. Było troche niezręcznie więc postanowiłam przerwać ciszę.
-Hej - powiedziałam cicho podnosząc lekko kąciki ust do góry.
-Hej - odpowiedział wprzygryzując wargę - Przepraszam Cię za tamto..nie powinienem tak nalegać - Justin spuścił głowę - zachowałem sie jak kretyn i wcale mnie nie zdziwi jak nie chcesz ze mną teraz gadać.. - Justin rozejżał sie do okoła i dodał - Tutaj spotkaliśmy sie pierwszy raz..
Zeszlismy z chodnika i stanęliśmy pod sklepem, a LoLę postawiłam przy ławce.
-Justin....ja na prawdę się w Tobie zakochałam...-złapałam go za rękę - to jest jeszcze aktualne? Chcesz jeszcze ze mną być? - zapytałam niepewnie.
-Chcę....czyli oficjalnie jesteśmy parą? - widać było, że Justin się cieszy...szczerzył się od ucha do ucha.
-Tak - odwzajemniłam uśmiech - trzeba to jakoś uczcić.
-To może.....zanieś LoLę do domu i pójdziemy na starówkę.
-Okej - złapaliśmy sie za ręce, LoLa poszła za nami i zmierzaliśmy w strone mojego domu.
Cieszyłam się, że znów się wszystko układa. Po dordze rozmawialiśmy głównie o nas, o wszystkim i o niczym. Zanim sie obejżałam byliśmy już pod moim blokiem. Justin czekał przy klatce a ja poszłam zanieść LoLę.
-To teraz prowadź.. - uśmiechnęłam się. 
Objęłam Justina w pasię a on mi położył rękę na ramionach. Szliśmy przez różne uliczki, aż w końcu po jakichś 30 minutach dotarlismy na wielki rynek. Poszlismy do lodziarni, zamówiliśmy największe świderki z polewą czekoladową i usiedliśmy na ławce przed samym ratuszem. Nagle podeszła do nas jakaś blondyneczka.
-Hej Jutin, skarbie - powiedziała, usiadła koło Justina na ławce i położyła swoją ręke na jego kolanie. Normalnie mnie zamurowało. Kto to w ogóle jest?! Justin zdjął jej rękę z kolana.
-Lisa co ty tu w ogóle robisz?! - widać było, że Justin sie nieźle zdenerwował - mówiłem Ci to już jest koniec! Ja Cię nie chcę znać i tyle daj mi wreszcie spokój! Chodź Victoria..
-Ale kto to jest? - zapytałam ze zdziwieniem.
-Później Ci powiem.... - Justin złapał mnie za rękę i pociągnął.
-Justin, kochanie nie pamietasz tych cudownych chwil spędzonych za mną..tych pocałunków?
Zatrzymałam się i stanęłam po między Justinem a tą blondyneczką.
-Justin o co w tym wszystkim chodzi?! - byłam wściekła na Justina. Tu mi mowi, że mnie kocha, a nagle przychodzi jakaś dziewczyna i mówi do niego kochanie?! O nie!
-No bo - powiedziała ta Lisa i uśmiechnęła się sarkastycznie. - No bo my jesteśy razem.
-Justin to prawa? - popatrzyłam na niego i łzy napłynęły mi do oczu.
-Nie....nie wierz jej....może i kiedyś byliśm razem ale to już przeszłość..teraz mam Ciebie - Justin podszedł blizej mnie i się do mnie przytulił. - Daj mi wreszcie spokój Lisa! - rzucił w strone blondyneczki, odwrócił się, złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę jakiejś cisnej uliczki.
-Jeszcze do mnie wrócisz Justin! - krzyknęła dziewczyna. Odwróciłam się w jej stronę a ona siedziałą zadowolona na ławce i się do mnie wyszczerzyła.
Zatrzymaliśmy się przy starej kamieniczce. Oparłam sie o ścianę a Justin staną na przeciw mnie i położył ręcę na tej ścianie tak, że byłam otoczona przez niego z każdej strony.
-Justin ko to był? - zapytałam patrząc mu prosto w oczy.
-To było 2 dni przed naszym pierwszym spotkaniem. Poszedłem do Lisy a u niej w pokoju był inny chłopak. Bardzo ja kochałem....bylismy razem 2 lata.. - Justin posmutniał..jak sie tak na niego patrzyłam zrobiło mi się o żal - zraniła mnie...wiem, że ty mi tego nie zrobisz.. - Justin spojżał na mnie swoimi cudnymi czekoladowymi oczami.
-Moje biedactwo - pogłaskałam Justina po pliczku.
Justin zaczął pieścić moje otwarte usta, zatrzepotałam rzęsami. Nacisk był lekki jak piórko, nasze oddechy sie zmieszały. Wolno poruszał wargami, pocierając o moje usta. Był to nie tyle co pocałunek, co moment przejścia ze zwykłego świata do miejsca po za czasem i przestrzenią, w którym każdy zmysł był wzmocniony do granic mozliwości.


Nie wiem czy fajny..mam mieszane uczucia co do niego....z resztą sami oceniajcie..
Do nastepnego..;)




wtorek, 2 listopada 2010

ROZDZIAŁ 7/ Jak można byc takim kretynem?!

OCZAMI VICTORII(Kanada)


Przez chwilę zapomniałam o stracie mamy. Przy Justinie zapominałam o całym Bożym świecie. Czułam się wspaniale jak jeszcze nigdy dotąd. Wstałam ze skórzanego fotela i podeszłam do balustrady tarasu. Oparłam się o nią rękami i wpatrywałam w bezchmurne błekitne niebo. Usłyszałam za mną kroki Justina, podszedł do mnie bradzo blisko i oparł swoją rękę na moich biodrach.
-Dlaczego płaczesz? - zapytał troskliwie Justin.
-Nie płaczę...... -odwróciłam głowę w jego stronę i patrzył na mnie czułym spjrzeniem. - oj..po prostu sie wzruszyłam...a na prawdę napisałeś tę piosenkę dla mnie?
-Tak - na chwilę zawiesił głos. Złapał mnie za ręce, przybliżył się do mnie na odległość jakichś 3cm i spojrzał mi głeboko w oczy..... - Masz śliczne oczy ........a co do tamtego sms'a to... - lekko musną moje drżące wargi. Ręke położył na moim policzku i przejeżdżał po nim kciukiem.- Czuję to samo. - Zblizyliśmy sie do siebie jeszcze bardziej, nasze wargi sie zetknęły, zaczęlismy się całować. Było cudownie, Justin był taki delikatny, nienachalny. Metalowa poręcz wbijała mi się w plecy. Justin przerwał i odszedł na kanapę. Usiadł na niej i wpatrując sie w stół przewracał w palcach kostke od gitary.
-Victoria? - spytał jakoś niepewnie. podeszłam do niego i usiadłam na przeciwko niego na fotelu. Nie miałam pojęcia co chce mi powiedzieć.
-Tak? - podniósł głowę i zwrócił sie w moja stronę.
-Czy......czy chciałabyś być moją dziewczyną?
Normalnie zatkało mnie. Nie spodziewałam sie tego. Otworzyłam buzię...chciałam cos powiedziec ale nie mogłam wykrztusić z siebie ani jednego słowa.
-Yyyyy......yyy...wiesz ja muszę to przemysleć..znamy sie krótko- chciałam jeszcze cos powiedzieć ale Justin mi przerwał:
-Przecież mówiłaś, że mnie kochasz... - wstał z fotela i ruszył w stronę wyjścia. Wstałam i poszłam za nim, złapałam go za koszulke i rzuciłam w jego strone:
-Justin czekaj..-stanęłam w miejscu nie miałam zamiaru go na siłe zatrzymywać- I co?! Teraz tak sobie po prostu pójdziesz?!  - odwrócił sie na pięcie i zaczął wywracac oczami na wszytskie strony siwata-  Tak...mówiłam, że Cie kocham....ale ty też i teraz nawet na mne nie spojżysz.
-Skoro mnie kochasz to dla czego nie chcesz być moją dziewczyną? - w końcu spojrzal na mnie ale z jakimś wyrzutem.
-To nie jest takie łatwe jak Ci się wydaje. Muszę to najpierw przemyśleć. A o co ci chodzi? Dlczego miałabym sie tak od razu zgodzić?
Stalismy w progu, pomiędzy moim pokojem a tarasem. Nagle zawiało chłodem.
-Bo mi na Tobie zależy....rozumiesz...ja Cie na prawdę kocham to nie jest jakaś szczeniacka miłość.....miałem kiedyś dziewczynę, która mnie bardzo zraniła. I chcę mieć pewość, że ty też mnie na prawdę kochasz i nie zrobisz mi tego samego co ona..- oboje posmutnieliśmy.
- Justin.....możesz mieć pewność, że ja na pewno Cię nie zranię  - złapałam jego jedną rękę i mocno ścisnęłam - Ale ja też chce mieć pewność, że ty też mi tego nie zrobisz.
- Wiesz ja muszę już iść
Puściłam jego rękę....odszedł. podeszłam do kanapy i same mi sie nogi załamały.Upadłam na kanape. Smutno mi się zrobiło. Powinnam się zgodzić czy nie??? No chyba tak...przeciez ja go KOCHAM...nie potrafie bez niego żyć....robił wszystko żebym nie czuła sie samotna, żebym nie myślała o stracie matki. Był dla mnie jak taki Super Hero.Co ja zrobiłam...chyba go straciłam....przeciez on chciał dobrze, chciał miec pewność, że na pewno go kocham... Nagle Justin wszedł na taras, automatycznie podniosłam się z kanapy i usmiechnęłam się.
-Zostajesz? - zapytałam podekscytowana.
-Nie - odpowiedizał zimno - zapomniałem gitary.
-Ykhmm....- znów usiadłam na kanapie i spóścilam głowę.
Wziął gitare i odszedł. Zapomniał jednak kostkę. Była różowa a na niej widniaj biały napis "Love Forever". Wpatrywałam się w nią jakis czas po czym schowałam ją do kieszeni. Podeszłam do krawędzi balkonu i spojżałam na dół. Justin właśnie wychodził z klatki. Gdy przechodził pod moim balkonem zwrócił sie ku górze.Gdy nasze spojrzenia zetknęły sie ze sobą Justin od razu spóścił wzrok i poszedł w pierwsza lepsza uliczkę. Było chłodno więc schowałam sie do domu. Zamknęłam taras i usłyszałam głos taty dobiegający z kuchni.:
-Co chcesz do jedzenia?
Poszłam do kuchni. Tato stał przy otwartej lodówce i wyciągał z niej różne prdukty: jajka ser szynkę masło..
-Jakoś nie jestem głodna. Jak sie czujesz?
-A jak mam sie czuc po stracie zony? Beznadziejnie. - zamknął lodówkę i sie zapytał - a kim jest ten chłopiec, z którym tak ostatnio kręcisz?
-A taki jeden, Justin się nazywa......bardzo fajny jest..ale mam wrażenie, że go już straciłam ale co ja będe Cie zadręczać moimi problemami.....będę u siebie jkaby coś.


OCZAMI JUSTINA(Kanada)

Kurczę..zapomniałem gitary. Cofnąłem sie na taras. Victoria siedziała na kanapie. Gdy wszedłem od razu sie zerwała i usmiechnęła.
-Zostajesz? - zapytała.
-Nie - jakoś nie byłem w nastroju, żeby odwzajemnic usmiech - zapomniałem gitary. 
-Ykhm..
Podszedłem do stolika. Podniosłem opierającą sie o niego gitare i spakowałem ją do pokrowca. Na kostce miałem napisane "Love Forever". Połozyłem ja na stoliku tak żeby Victoria nie widziała i wyszedłem. Założyłem buty, wziąłem gitarę na plecy i wyszedłem z jej domu. Po wyjściu z klatki podniosłem głowę do góry i spojrzałem na taras Victorii. Stała tam i sie patrzyła. Szybko spóściłem głowę i skręciłęm uliczkę  Figueroa Street. Przez całą drogę do domu rozmyslałem o NAS. Może byłem za bardzo nachalny..może to za wcześnie? Ale darze ją na prawdę wielkim uczuciem. Najbardziej obawiam sie tego, że moge ja na zawsze stracić. Bez niej jestem zagubiony...ona jest dla mnie światłem wschodzącego słońca w moim świecie. Wczesniej ta miłość była cicha ...może to własnie miłóść wszystko zepsuła? Wcześniej było wszystko okej...było idealnie....nie powienienem tak nalegać.... Zanim się obejżałem byłem już w domu. Zdiąłem buty i poszedłem do mojego pokoju. Odłożyłem gitarę i padłem na łózko. Schowałem twarz w poduszkę, gdy nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Po paru sekundach mam weszła do pokoju. Usiadła koło mnie na łózku i zapytała:
- I jak? Podobała się piosenka Victorii?
-Nie pytaj.....
-A co sie stało? - mama pare razy przejechała ręką po moich włosach. Podniosłem się i usiadłem opierająć sie o ścianę.
-Wszystko zepsułem.....a po za tym to nie Twoja sprawa. Chciałbym teraz pobyc sam.
-Skoro tak chcesz...
Mama wstałą i wyszła. Nie miałem ochoty z nikim gadać. Pomyslałem, że mógłyb poczytać. Wyjąłem z szafki pierwszą lepszą książkę i bezsensownie zacząłem przewracać kartkami. Nie mogłem sie na niczym skupić, bo cały czas myslałem o Victorii. "Jak można byc takim kretynem?!" - wrzasnąłem. Zamachnałem się i rzuciłem książka o ścianę. Wnerwiony wyszedłem z mojego pokoju, założyłem buty, wziąłem deskę i bez słowa ulotniłem się z domu trzaskająć drzwiami. Po wyjściu z bloku wskoczyłem na deskę i odpychająć się pare razy nogą o chodnik ruszyłem z miejsca. Była godzina15.15. Jechałem prosto przed siebie, nawet nie zwracałem uwagi w którą strone i gdzie jadę. Pogrzebałem w kieszeni i znalazłem duche i dwie dychy . Zatrzymałem się przed sklepem i po chwili zastanowienia wziąłem deske do ręki i wszedłem do sklepu. Idąc przez sklep zobaczyłem ciastka "Victoria" - to już mnie naprawdę dobiło. Szedłem dalej....masakra - lizaki w kształcie serca. Wziąłem butelkę Coli i szybkim ruchem poszedłem do kasy. W kolejce stałem jakieś 5 min.....w końcu sie doczekałem.
-3.49 - powiedizła kasjerka po przejechaniu Cola po czytniku.
Z kieszeni wyjąłem dychę, złapałem kolę i rzuciłem nędzne:
-Reszty nie trzeba.
Stanąłem przed sklepem i wlałem w siebie całą Colę. Wskoczyłem na deskę i pojechałem w strone skate parku. Po drodze butelkę z napoju wyrzuciłem w krzaki, to sie mnie jakaś stara babka przyczepiła, że zaśmiecam środowisko i oczywiście musiałem podnieść tą waloną butelkę i wyrzucić grzecznie do śmietnika oraz przeprosić tą staruche i obiecać, ze więcej tak nie zrobię. Dojechałem do skate parku po czym usiadłem naławce. Siedziałem tak może ze dwie godziny. Mama dzwoniła do mnie z 5 razy, lecz nie odbierałem. Chciałem być teraz sam, chciałem wszystko sobie przemyśleć. Po kolejnych dwóch godzinach samotności postanowiłem wrócic juz do domu.
-Gdzie ty sie podziewałes ? - zapytała zdenerwowana mam po moim przyjściu.
-Musiałem wszystko przemysleć.... - odpowiedziałem i poszedłem do swojego pokoju.
Wybiła 20. Całą nos oglądałem telewizję. Około 23 gdy mam juz spała zrobiłem sobie kanapki i oglądałem jakis ciekawy film " Red". Połozyłem sie spać dopiero o 4 w nocy. Przec całą noc śniła mi sie Victoria w czarnym bikini nad jakims oceanem. Co?!?!?! Mały prblem...ona tam jest z Christianem moim dawnym przyjacielem...od razu się zerwałem......
-Uffff.....to tylko sen..
Zmieniłem pozycje i znów zasnąłem.

Sorry, że taki krótki...obiecuje, że nastepny będzie dłuższy...Ostatnio nie mam czasu na pisanie tego bloga...;/ Szkoła..chyba rozumiecie...No to teraz czytajcie te wypociny:p
Do następnego...

sobota, 30 października 2010

piątek, 29 października 2010

ROZDZIAŁ 6/ Tragedia była przeznaczeniem

OCZAMI VOCTORII(Kanada)

Całą noc nie zmrużyłam oka, wpatrywałam się w niebo i rozmyślałam o życiu. Około 6 wygramoliłam się spod koca i poszłam do łazienki. Stanęłam przed umywalką i oparłam się na niej rękoma. Po chwili zastanowienia ochlapałam twarz zimna wodą. Zrzuciłam z siebie piżamie i wskoczyłam pod prysznic. Po 15 minutach wyszłam z kabiny, owinęłam się czerwonym ręcznikiem i poszłam do mojego pokoju. Z szafy wyciągnęłam białą bokserkę z myszką miki i jeansowe szorty. Ubrałam się i poszłam do kuchni. Z szafki wyjęłam miskę i wsypałam do niej płatki Nesqik i zalałam je zimnym mlekiem. Po zjedzeniu śniadania zamówiłam taksówkę i wyszłam z domu. Gdy wyszłam z bloku taksówka już czekała. Pojechałam do szpitala. Gdy weszłam do środka tato siedział na krześle ze spuszczoną głową. Śmierdziało tam takim specyficznym zapachem szpitalnym, który drażnił moje nozdrza.....
-I co? - zapytałam troskliwie tatę i zajęłam miejsce na krześle obok.
-Nastąpiły jakieś komplikacje i mama nie chce wybudzić się z narkozy.....a operacja poszła dobrze.
-Aha...a będę mogła do niej pójść? - zapytałam.
-Nie wiem musisz spytać lekarza.
Siedzieliśmy w ciszy parę minut po czym podszedł do nas lekarz i powiedział:
-Pacjentka jest już w co raz lepszym stanie, powoli sie wybudza będzie można ja odwiedzić. - mężczyzna w białym fartuchu uśmiechnął się do nas. Od razu na mojej i taty twarzy pojawiły sie uśmiechy.
-Dobrze dziękujemy - odpowiedział tata.
-To proszę za mną - podążaliśmy za lekarzem przez długi korytarz. Było jakoś nieprzyjemnie. .wszystkie ściany i krzesła białe..gdzie niegdzie tylko na ścianie był powieszony jakis plakt...przez korytarz przemieszczali się chorzy ludzie....inwalidzi. W końcu doszlismy do sali gdzie leżała mama. Żeby wejść do sali gdzie leżała mama  musieliśmy założyć specjalne fartuchy i woreczki foliowe na buty. Po założeniu tych rzeczy weszliśm do środka. Mama leżała na dużym łózku przykryta kołdrą. Były do niej poprzyczepiane jakieś rurki i kroplówka. Chyba usłyszała, że ktoś wchodzi bo lekko podnisła głowę i skierowałą w naszą stronę. Uśmiechnęła się do mnie. Szybko podeszłam do jej łóżka i przytuliłam się do niej.
-Ale się o Ciebie martwiłam - zwróciłam się w strone mamy..po policzku spłynęła mi pojedyncza łza. Tato stał w progu drzwi.
-Nie potrzebnie.....juz jest wszystko dobrze. Niedługo wróce do domu i wszystko będzie jak dawniej.
-Mam nadzieję.- odpowiedziałam. Podszedł do nas tato i pocałował mamę w usta.
-Ale nam stracha napędziłaś - zwrócił się do mamy siadając na wolnym skrawku łóżka.
Nagle serce mi stanęło....serce mamy zaczęło bić bardzo  szybko..potem wolno...nagle na kardiogramie kreska zrobiła się pozioma. Lekarze zbiegli się do łóżka mamy a mnie i tatę wyprosili na zewnątrz. Czas dłużył się niezmiernie........



OCZAMI JUSTINA(Kanada)

Obudziłem się i przeciągnąłem się. Byłem wypoczęty a zarazem podekscytowany jak na piosenkę zareaguje Victoria. Umyłem się, ubrałem, rozczesałem włosy i poszedłem zrobić sobie śniadanie. Wszedłem do kuchni i co mnie zdziwiło to to, że tato był w domu...zazwyczaj nigdy go nie było bo pracował.
-Hej - rzuciłem w jego stronę - ty nie w pracy?
-Wząłem sobie wolne na dwa tygodnie....nigdy nie mam dla was czasu to pomyślałem, że to dobry pomysł.
-Fajnie - odpowiedziałem z obojętnością i podszedłem do lodówki. Wyjąłem z nij szynkę, ser żółty oraz ketchup. Z chlebaka wyjąłem chleb po czym zrobiłem sobie dwie kanapki. Mama jeszcze spała....tato siedział w kuchni przy stole pijąc kawę. Ja poszdłem do mojego pokoju ze śniadaniem. Usiadłem na łózku, wziąłem telefon i zacząłem jeść kanapki. Wykręciłem numer Voctorii.....nacisnąłem zieloną słuchawkę...."Poczta głosowa Orange...zostaw wiadomość po sygnale". Rozłączyłem się. Zastanawiałem się przez chwilę co sie mogło stać, że ma wyłączony telefon. Przypomniało mi się, że pojechałą do szpitala więc postanowiłem ja tam odwiedzić.
- Tato? - zawołałem z drugigo pokoju.
-Co? - tato przyszedł do mojego pokoju.
-Zawieziesz mnie do szpitala?
-A coś sie stało? - zapytał lekko przejęty.
-Nie...tylko mama mojej koleżanki jest w szpitalu.
-Dobrze..a który to szpital?
-Przy ulicy  Lincoln'a Boulevard'a.
-No to chodź.
Oboje wyszliśmy z mojego pokoju i ruszylismy w strone przedpokoju. Założyliśmy buty, wyszliśmy z bloku, wsiedlismy do samochody i ruszyliśmy w strone szpitala. Przez całą drogę tato próbował znaleźć ze mną wspólny język, gadaliśmy o tym i o tamtym. Zanim sie obejżałem byliśmy już na miejscu.
-Przyjechać później po Ciebie? - zapytał tato gdy wysiadałem już z samochodu.
-Jeszcze nie wiem ..najwyżej zadzwonię - odpowiedziałem i wyszedłem z pojazdu. Przeszedłem przez ulicę i wszedłem do szpitala. Stanąłem w progu drzwi i przemiezyłem wzrokiem cały długi korytarz. Na jego końcu zobaczyłem dwie postacie siedzące na krzesłach. Ruszyłem powolnym krokiem w ich stronę. To była Victoria i jej ojciec.
-Dzień Dobry - rzuciłem w stronę smutnego mężyzny. Nie uzyskałem odpowiedzi. - Hej - gdy ojciec Victorii nie patrzył pocałowałem ją w czoło na przywitanie.
-Hej....dzięki, że przyjechałeś.
Z sali z numerem 13 wyszedł lekarz.
-Nie wiem jak mam to państwu powiedzieć.......ale pacjentka... - zawiesił głos..po chwili jednak dokończył - pacjentka nie żyje - mężczyzna w białym fartuchu spóścił gowę.
 -Ale jak to? - Wtrąciłą Victoria ocierając pierwsze łzy.. - To niemożliwe ...niech pan powie, że to nie prawda.
-Przykro mi.
Ojciec Victorii sie nie odzywał tylko siedział ze spuszczoną głową. Widać było jak z jego policzków spływa jedna łza za drugą i spadają na podłogę. Victoria coraz bardziej płakała, strumyk łez zmienił się w wielki strumień. Nagle wtuliła się w mój tors....poczułem, że jestem jej teraz potrzebny. Muszę ją teraz wspierać i byc przy niej. Zeszkliły mi sie oczy... po policzku spłunęła pojednycza łza. Lekarz odszedł.
-Przykro mi - zwróciłem się w stronę Victorii.
-Potrzebuję Cie teraz Justin, ja sobie nie poradzę - odpowiedziała cała zapłakana.
-Poradzimy sobie razem.. - wtrącił jej ojciec. - uwiez mi wszystko będzie dobrze.
-Możemy jechac do domu? - zapytała Viki ojca.
-Załatwie pare spraw z lekarzem i pojedziemy. Ty tu poczekaj - zwrócił się w jej stronę, wstając z krzesła...poszedł do jakiegoś gabunetu.
-Chodź sie przejdziemy..musze wyjśc na świeże powietrze.
Wstalismy z krzeseł, złapalismy się za ręce i wyszliśmy przed szpital.  Usedlismy na ławce.
-Mama była najważniejsza osobą w moim życiu...zawsze mnie wspierała - nie przestawała płakać szkoda mi jej było...przytuliłem sie do niej - była chora więc musielismy tutaj przyjechać żeby mogła sie leczyć..ale cieszę się, że mam Ciebie. Znamy się krótko ale..czuję, że..... - niedokończyła.
-Myślę, że ta Tragedia była przeznaczeniem. Gdyby nie choroba Twojej mamy to nigdy byśmy sie nie spotkali....
Siedzielismy na tej ławce w ciszy przytuleni do siebie. Słychać było tylko bezustanne płakanie Victorii. NAgle ze szpitala wyszedł ojciec Victorii i podszedł do nas.
-To ja zamawiam taksówke i jedziemy do domu - zwrócił się w stronę zapłakanej dziewczyny.
-Mój tato nas odwiezie - wtrąciłem się.
-Na prawdę?
-Tak już dzwonię.
Po jakichś 6 minutach mój tato był juz pod szpitalem. Wszyscy wsiedliśmy do auta. Najpierw podwieźlismy Victorię i jej ojca a potem sami pojechalismy do domu.

OCZAMI VICTORII (Kanada) 

Gdy weszliśmy do domu zawiało chłodem. Tato poszedł do sypialni i położył się nałóżku i zmruśył oczy. Po chwili usnął wię go ptzukryłam kocem. Po czym poszłam do swojego pokoju i wzięłam do rąk zdięcie moje, mamy i taty. Przetarłam je rogiem koca i powiesiłam nad łóżkiem. W domu panowała kompletna cisza...było chłodno.....bez mamy było jakos tak..pusto. Często kłuciłam się z mama i mówiłam, że jej nienawidzę..ale to była nieprawda..mówiła tak tylko gdy byłam zła....nie łśuchaam sie jje i nie pomagałm w domu.teraz żałóję...Znów strumień łez spływał mi po policzkach. Przytuliłam sie do misia i szlochałam. Nie wiem czo sobie poradzę tylko z tatem. Zawsze to mama rządziła w domu. Ale nic..nie mamy wyjścia musimy jakos dac sobie radę. Podeszłam po sfki i wyciągnęłam z niej albumze zdięciami, ponownie położyłam sie na łózku i oglądałam rodzinne zdięcia. Nagle mój telefon zaczął wibrować to był sms od Jusina:
"Co robisz? Mam dla Ciebie niespodziankę...jak będziesz sie juz lepiej czuła to sie dowiesz jaka" 
"Nic...;( płaczę i oglądam stare zdięcia.....brakuje mi Ciebie" - odpisałam.
"Co mam zrobić żebyś się lepiej czuła?" - po minucie dostałam odpowiedź.
"Mogłbyś być teraz przy mnie...zrozumiałam, że ja..... Cię kocham...." 
Odpowiedzi już nie dostałam. Może nie powienam mówic co do niego czuję? Może on tego nie odwzajemnia..może się speszył?...Sama juz nie wiem. Moje życie nie ma senseu...Dzięki  Justinowi mój świat jest w cieplejszych barwach ..dzieki niemu wierzę, żę kolejny dzień będzie jeszcze lepszy....ale czuję, że to ne był odpowiedni moment na powiedzenie tego co czuję. Odłożyłam albumy i poszłam do łazienki przemyć twarz. Wzięłam do ręki żyletkę. Przyłożyłam ją do nadgarstka...nagle do drzwi zadzwonił dzwonek. Schowałam żyletkę do kosmetyczki, która stała na pólce i poszłam otworzyć. Wyjżałam przez wizjerek. To był justin...Otworzyłam drzwi i wpuściłam go do środka.
-Hej coś se stało, że przychodzisz? - zapytałam.
-Nie - jego kąciki ust lekko sie podniosły - mówiłaś, że chciałabys żebym był teraz przy tobie to jestem...wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
-A po co Ci ta gitara?
-Niespodzianka.
-To chodźmy do mnie...tato spi więc nie zagłosno.
-Okej  - ptzytaknął podążając za mną - to może chodźmy na taras nie będzie nas słychać w domu. Widzę, że juś Ci lepiej.
-Może troszeczke ale tylko dzięki Tobie - złapałam justina za rękę i zaprowadziłam go na taras. Usiedlismy na fotelach na przeciw siebie. Justi wyjął gitarę i zaczłą spiewać:

Ahh ah ah oh,
Ahh ah ah oh,

I always knew you were the best
The coolest girl I know
So prettier than all the rest
The star of my show
So many times I wished you'd be the one for me
But never knew it'd get like this, girl,
Whatcha you do to me?

You're who I'm thinking of
And Girl you ain't my runner up
And no matter what you're always number one
My prize possession, one and only
Adore ya, girl I want ya
The one I can't live without
That's you, that's you
You're my special little lady
The one that makes me crazy
Of all the girls I've ever known
It's you, it's you.

My favorite, my favorite, my favorite
My favorite girl, my favorite girl

You're used to going out your way to impress these Mr. Wrongs
But you can be yourself with me, I'll take you as you are
I know they said believe in love is a dream that can't be real
So girl lets write a fairy tale and show 'em how it feels

You're who I'm thinking of
Girl, you ain't my runner up
And no matter what your always number one
My prize possession, one and only
Adore ya, girl I want ya
The one I can't live without
That's you(that's you), that's you(that's you)
You're my special little lady
The one that makes me crazy
Of all the girls I've ever known
It's you, it's you

My favorite, my favorite, my favorite
My favorite girl, my favorite girl
Give it to you
My favorite, my favorite, my favorite
My favorite girl, my favorite girl

You take my breath away with everything you say
I just wanna be with you my baby, my baby, ohhhh
Promise to play no games,
Treat you no other way than you deserve
'Cause you're the girl of my dreams

-I jka Ci się podoba? - zapyta po skończeniu utwory - napisałem ja dla Ciebie...
Po moim policzku spłunęła pojedyncza łza.

Rozdział taki jkaiś jestem z niego tak minimalnie zadowolona...:P
Ma tu byc co najmnije 6 komentów... a kiedy kolejny to nie wiem...
Rozdział chciałabym zadedykowac mom rodzicom zokazjii rocznicy ślubu....:*:*:*  
 



sobota, 23 października 2010

ROZDZIAŁ 5 / DZIĘKUJĘ

OCZAMI JUSTINA (Kanada)

Z daleka widziałem jak Victoria rozmawia z sanitariuszem. Nie mogłem tak patrzeć jak ona cierpi. Po krótkiej rozmowie z lekarzem podeszła do mnie cała zapłakana. Usiadła na krześle obok.
-I co? - zapytałem .
-Mama będzie musiała przejść poważne operację.. - zawiesiała głos..po chwili dokończyła -  Lekarze dają jej tylko 50% szans na przeżycie..to poważna operacja - nagle wybuchła atakiem płaczu i przytuliła się do mnie.
-Wszystko bedzie dobrze...obiecuję....może pójdziemy do domu? Jutro z rana przyjdziemy..co ty na to?
-Okej.. - odpowiedziała uspokajając sie powoli.
Oboje wstaliśmy z krzeseł i skierowaliśmy się w strone wyjścia. Szpital był daleko położony od domu Victorii więc zamówiłem taksówkę. W ciszy staliśmy pod szpitalem czekając na taksówkę. Po 5 minutach czekania pod szpital zajechała wyczekiwana przez nas Taxi. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy pod dom Victorii. Victoria szybko wyszła, ja zapłaciłem i poszedłem za nią.
-Wiesz Justin....dzięki, że jestes przy mnie...wiem, że mogę na ciebie liczyć. Idziesz do mnie? - zapytała Victoria już w znacznie lepszym chumorze.
-Skoro chcesz - odpowiedziałem.
-Chcę - złapaliśmy się za ręcę i weszliśmy do klatki.Weszliśmy do jej domu. Jej ojciec był jakiś taki zły.
-Dzień Dobry - zwróciłem się do ojca Victorii.
-Dzień Dobry ...czy ty wcale nie myślisz!? - wydarł się na cały dom na Victorię.
-Ale o co ci chodzi? - zapytała ze zdziwieniem Victoria.
-Ktoś nas okradł...tak to jest jak się drzwi nie zamyka!
- Justin idź do mojego pokoju ja zaraz przyjdę - rzuciła w moją stronę Viki.
Tak jak mi kazała poszedłem do jej pokoju i usiadłem na łóżku. Zza ściany dochodziły tylko krzyki. Żal mi się zrobiło Victorii...jej mama w ciężkim stanie leży w szpitalu..teraz jej ojcec sie na nią wydziera.
-Ja pier***ę! - weszła wkurzona do pokoju trzaskająć drzwiami. Podeszla do łóżka i zajżała pod poduszkę.-Laptopa nie ukradli....ale telefon ojca i aparat fotograficzny. Boże jaka ja jestem tępa.....jak ja mogłam nie zamknąć tych głupich drzwi.
-Nie przejmuj się...przejdzie mu.. - chciałem ją jakos pocieszyć..ale nie miałem pojęcia jak.. - Co mogę zrobić żeby Ci się polepszył humor?
-A gdzi jest matka? - wszedł jej ojciec do pokoju.
-W szptalu... - Victoria spojżała na ojca ocierając pojedynczą łzę spływającą po jej policzku. -Będzie musiała przejść poważną operację..
-Ale jak to...?
-Zemdlała i zadzwoniłam po karetkę...potem lekarz powiedział, że zrobiły się jakies komplikacje i daja mamie tylko 50% szans na przezycie........
-Wiesz co? Może ja już pójdę? Nie będę wam przeszkadzać.. - powiedziałem wstając z łóżka.
-To pa......Dowidzenia.
-Do widzenia. - wyszedłem z pokoju Victorii
 Poszedłem do przedpokoju, założyłem buty i wyszdłem z bloku. Na dworze było już ciemno. Po drodze do domu spotkałem mamę.
-Hej.pomóc Ci? - zapytałem mamę dźwigającą parę siatek z zakupami. Wziąłem od mamy zakupy i poszlismy do domu. Rozmawialismy całą drogę. Była 17.15. Usiadłem a kanapie, a mam przyżądzała obiad. Włączyłem telewizor....bez sensu skakałem z kanału na kanał....cały czas myślałem o Victorii....
 -Justin!-usłyszałem głos mamy, z kuchni - Obiad gotowy!
Poszedłem do kuchni po jedzenie, chciałem już wyjśc ale mama mnie zatrzymała.
-Wiesz co....ostatnio się zmieniłeś.... - zwróciła się do mnie mama - jakoś nie widzę ostatnio Lisy u nas.
-Lisa to juz przeszłość...poznałem inną dziewczynę..Victorę, była ostatnio u mnie.
-I co? - pytała z zainteresowaniem mama.
-No nie najlepiej....jej mama jest w szpitalu....włamali się jej do domu....
Mama chyba zauważyła, że jestem smutny.
-Nie martw się...wspieraj ją kiedy będzie Cie potrzebowała i wszystko będzie okej. - mama sie usmiechnęła i rozczochrała moją czuprynę.
-Będę sie strał.
Dokończyłem obiad i poszedłem do swojego pokoju.
 " Gniewa się na Ciebe jeszcze tato?" - wysłałem esa do Victorii.
Po chwili otrzymałem odpowiedź: 
"Niebardzo...przed chwilą pojechał do szpitala.......moge Ci cos powiedziec?"
"Możesz..." - odpisałem.
"Cieszę się, że jesteś teraz ze mną...gdyby nie ty to nie wiem co by teraz się ze mną działo.. DZIĘKUJĘ"
".....yyyy.....nie wiem co powiedzieć...ale jedno Ci powiem: zawsze możesz na mnie liczyć"
 Victoria już więcje nie odpisała. Wyjąłem gitarę i usiadłem na łóżku. Zacząłem coś sobie brzdąkać. Nawet nieźle mi to wychodziło. Wziąłem kartke i długopis i zapisałem pierwsze akordy. Nagle wpadłem na pomysł żeby napisac piosenkę dla Victorii....powstawały pierwsze wersy piosenki.....potem kolejne i kolejne.
-Mamo! możesz na chwile przyjśc do mojego pokoju? - zawołałem mamę. Po chwili mama już była u mnie - Mogłabys tego posłuchać i ocenic?
-No to spiewaj.

Ahh ah ah oh,
Ahh ah ah oh,

I always knew you were the best
The coolest girl I know
So prettier than all the rest
The star of my show
So many times I wished you'd be the one for me
But never knew it'd get like this, girl,
Whatcha you do to me?

You're who I'm thinking of
And Girl you ain't my runner up
And no matter what you're always number one

(Chorus)
My prize possession, one and only
Adore ya, girl I want ya
The one I can't live without
That's you, that's you
You're my special little lady
The one that makes me crazy
Of all the girls I've ever known
It's you, it's you.

My favorite, my favorite, my favorite
My favorite girl, my favorite girl

You're used to going out your way to impress these Mr. Wrongs
But you can be yourself with me, I'll take you as you are
I know they said believe in love is a dream that can't be real
So girl lets write a fairy tale and show 'em how it feels

You're who I'm thinking of
Girl, you ain't my runner up
And no matter what your always number one

(Chorus)
My prize possession, one and only
Adore ya, girl I want ya
The one I can't live without
That's you(that's you), that's you(that's you)
You're my special little lady
The one that makes me crazy
Of all the girls I've ever known
It's you, it's you

My favorite, my favorite, my favorite
My favorite girl, my favorite girl
Give it to you
My favorite, my favorite, my favorite
My favorite girl, my favorite girl

You take my breath away with everything you say
I just wanna be with you my baby, my baby, ohhhh
Promise to play no games,
Treat you no other way than you deserve
'Cause you're the girl of my dreams

(Chorus)
My prize possession, one and only
Adore ya, girl I want ya
The one I can't live without
That's you, that's you
You're my special little lady
The one that makes me crazy
Of all the girls I've ever known
It's you, it's you...

My prize possession, one and only
Adore ya, girl I want ya (I wanna you)
The one I can't live without
That's you, that's you
You're my special little lady (your my special little lady)
The one that makes me crazy(the one that make me crazy)
Of all the girls I've ever known
It's you, it's you ( my favorite girl)

My favorite, my favorite, my favorite
My favorite girl, (favorite girl) my favorite girl
Favorite girl
My favorite, my favorite, my favorite
My favorite girl, (favorite girl) my favorite girl(ohh)
Favorite girl ohhhh ohhh ohhh 

-Jak myslisz? Spodoba się Victorii?
-Na pewno - usmiechnęła się mama 
-Dzięki..jutro jej to zaspiewam.. 

  
OCZAMI VOCTORII(Kanada)

Siedziałam sama w domu tylko z LoLą. Suczka spała a ja zaczęłam czytać książkę "Tam gdzie diabeł mówi dobranoc". Nie mogłam sie skupić...cały czas myslałam o mamie. Odłożyłam książkę, położyłam sie na łóżku i przykryłam kocem. Była 20.20. Odwróciłam głowę w stronę okna i wyjżałam przez nie. Na dworze było ciemno, w powietrzu unosiła się mgła a drzewa bujał wiatr raz w lewo raz w prawo. Światło księżyca odbijało się o zdięcie moje i mamy wiszące nad biurkiem. Czułam jak po policzku spływa jedna łza za drugą. Przypominałam sobie stare czasy gdy jeszcze byłam małą dziewczynką i mama czytała mi książki, wychodziła ze mną na spacery i bawiła się ze mną lalkami. Co raz mocniej szlochałam...po policzkach płynął mi teraz wielki strumień łez....Nie wiem co ja teraz zrobie gdy mamy nie będzie....nie dam sobie rady...mama zawsze była prz mnie....zawsze mogłam liczyc na jej wsparcie i dobrą radę...zawsze mi pomagała....wiem jedno: była najważniejszą osobą w moim życiu...

W końcu rozdział 5 licze na conajmniej 5 komentów..Mam nadzieję, ze sie spodobał ;pI sorry, że taki krótki ale na dłóższy nie macz czasu:(
Do nastepnego...:*
 


niedziela, 17 października 2010

ROZDZIAŁ 4/ Rozbieraj się

OCZAMI VICTORII(Kanada)

Obudziłam się i zdięłam laptop z brzucha. LoLa jeszcze spała koło mnie na łóżku. Lekko sie podniosłam i wyjżałam przez okno, było jeszcze ciemno więc zerknęłam na zegarek żeby sprawdzic, która godzina. Była 3 z minutami w nocy. Wstałam delikatnie, żeby nie obudzic LoLi i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Wysmarowałam cale ciało truskawkowym żelem pod prysznic, włączyłam wodę i zaczęłam wszystko spłukiwać. Umyłam jeszcze głowę szamponem Head&Shoulders. Wyszłam z pod prysznica i wytarłam się ręcznikiem. Wyszczotkowałam zęby i uczesałam włosy. Założyłam różowy szlafrok i poszałam do mojego pokoju się ubrać. Otworzyłam szafę  przez chwilę zastanawiałam się w co sie dzisiaj ubrać. Wygrzebałam szarą koszulkę z krótkim rękawem, jeansowe ciemne rurki i zielono-siwą arafatke. Zamknęłam drzwi od pokoju, nałożyłam na siebie bieliznę i zrzuciłam szlafrok na podłogę. Szybko założyłam t-shirt i wcisnęłam na tyłek spodnie. Na koniec założyłam arafatkę i zmieniłam kolczyki z różowych na zielone. Coś mnie załaskotało w palce u nóg. Spuściłam wzrok, a to LoLa lizała moje stopy.
-Chodź do mnie - zwróciłam sie do LoLi i wzięłam ją na ręce. Wyjęłam telefon z pod poduszki, sprawdziłam godzinę i schowałam go do kieszeni. Poszłam z LoLą do kuchni. Postawiłam ja na podłodze, otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej dwa plasterki polędwicy. Schyliłam sie do LoLi.
-Łapa - suczka posłusznie podała mi łapkę. W nagrode dostała kawałek szynki. - Leżeć. - LoLa podała mi drugą łapę - .no nie do końa o to mi chodziło ale za dobre chęc będzie nagroda - uśmiechnęłam się dając jej plesterek polędwicy. Szybko to zjadła, dałam jej jeszcze kawałek. Zabrała go i poszła do mnie do pokoju. Było w pół do 5. Wyjęłam z chlebaka bułkę, nutelle i nóż. Rozkroiłam bułkę i rozsmarowałam na niej nutellę. Położyłam kanapki na talerzu i poszłam do salonu. Włączyłam telewizor, a że wszyscy jeszcze spali nie oglądałam za głośno. Nic fajnego nie leciało więc włączyłam Starter MTV. Z pół godzinki posłuchałam piosenek i wyłączyłam Tv.  Zjadłam kanapki i poszłam zrobić sobie herbatę. Z gorącym napojem poszłam do siebie. Włączyłam laptopa. Przez chwilę wpatrywałam się w tapete na której byłam ja i Justin. Buzia mi sie sama usmiechała. Weszłam na demoty i było parę nowych. Nudno mi trochę było. Odłożyłam laptopa na biurko i usiadłam w rogu na łóżku. Wybiła 5. Wyjęłam telefon z kieszeni i napisałam esa do Justina niezwracając uwagi na to, która jest godzina.
"Sorry, że tak wcześnie piszę. Mam szlaban;/"

OCZAMI JUSTINA(Kanada)  

-Gimmie Gimmie Gimmie Gimmie- usłyszałem dzwonek od telefonu. "Kur*a kto tak wcześnie dzwoni" - pomyślałem. Wyjąłem telefon z pod poduszki, przetarłem oczy i zobaczyłem, że dostałem esa od Victorii. Zdziwiłem się , ze tak wcześnie do mnie pisze. "Sorry, że tak wcześnie piszę. Mam szlaban;/" - przczytałem pół tonem.  
"Wiesz, która jest godzina? Ale dobra...dlaczego masz szlaban?"
Wysłałem wiadomość. Oczy mi sie same kleiły więc po co miałem im przszkadzać, tak się wziąłem i zasnąłem. Po chwili obudził mnie kolejny sms. 
"Moi rodzice nie wiedzieli wczoraj gdzie jestem przez cały dzień;/ Może przyszedł byś dzisiaj do mnie? Nie mówili, że mam zakaz zapraszac kogoś do domu:)"
"Okej...ale dasz mi sie teraz wyspać..?....:D"- odpowiedziałem. 
"No dobra..:p" 
Spałem może do 8. Mama mnie zbudziła na śniadaie:
-Justin wstawaj..zrobiłam Ci kanapki - budziła mnie mama zciągając ze mnie kołdrę.
- Okej..okej jeszcze 5 minut - odpowiedziałem zarzucając kołdrę na głowę.
-Jak chcesz...śniadanie leży na stole w kuchnie. 
-Dobra..już wstaję. - wygramoliłem się z pod kołdry i poszedłem za mamą do kuchni.
-A ty gdzieś wychodzisz? - zapytałem mamę.
-Tak , wrócę wieczorem. Ojca tez nie będzie więc jak chcesz to gdzieś wyjdź.
-Okej. Pa.
-No, Na razie.
Usiadłem przy stole w kuchni i zacząłem jeść kanapki. Po zjedzeniu wyszedłem na balkon w samych bokserkach.Gdy rozglądałem sie po okolicy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Pomyslałem, że mama czegoą zapomniała więc szybko poszedłem otworzyć. Zdziwilem sie bo to była Lisa.
-Czego chcesz? - rzuciłem w jej stronę.
-Chcę pogadać. - odpowiedziała z niepewnością.
-My już nie mamy o czym gadać to konieć. Nie pokazuj sie tu więcej.
-Ale Justin... - zamknąłem jej drzwi przed nosem i zamknąłen na górny zamek. Troche mnie zdenerwowała swoja wizytą. Poszedłem do mojego pokoju po ubrania. Z szafy wyciągnąłem czarne rurki i zielony t-shirt. Odprawiłem poranną toaletę i ubrałem się. Była 10.15. Wyłałem esa do Victorii:
"Hej, o której mam do Ciebie przyjść?" 
Po chwili dostałem odpowiedź:
"Jak chcesz to możesz i teraz ;P" 
Chciałem już wyjść ale nie miałem kluczy. Zaczęły sie wielkie poszukiwania. Najpierw przerzuciłem do góry nogami mój cały pokój, potem salon i łazienkę, lecz kluczy nie znalazłem. Postanowiłem zrobić chwilę przerwy w poszukiwaniach i zjeść jogurt. Podszedłem do lodówki, a gdy ją otworzyłem zaśmiałem się i wyjąłlem moją zgubę. Klucze leżały w lodówce po między jajkami a serem. Darowalem juz sobie ten jogrt.  Zaśmiałem się i poszedłem do przedpokoju by założyć buty. Po założenie dunek popryskałem się jeszcze  Playboyem. Wyszedłem z domu..potem z klatki i ruszyłem w stronę domu Victorii. Po 10 minutach byłem już pod jej blokiem.
"Jaki masz numer drzwi? Jestem pod twoim blokiem i nie wiem gdzie dalej iść" 

OCZAMI VOCTORII(Atlanta)

"Jaki masz numer drzwi? Jestem pod twoim blokiem i nie wiem gdzie dalej iść"  - dostałam esa od Justina gdy czytałam magazyn Bravo. 
-Mamo? Mogę iść zobaczyć czy przyszła poczta? - zapytałam.
-Możesz ale za dwie minuty masz być w domu.
Wybiegłam z mojego pokoju i założyłam ciapy. Wzięłam klucze od skrzynki i wyleciałam z mieszkania. Szybko zbiegłam po schodach potykając sie po drodze.Przed blokiem stał Justin.
-Hej - uśmiechnęłam się. Otwierajć drzwi wejściowe do bloku.
-No hej  - odpowiedział odwzajemniając mój uśmiech. Weszliśmy do klatki.
-Poczekaj chwilę wezmę tylko pocztę. - podeszłam od skrzynki i wyjęłam parę listów i ulotek. - Idziesz?
Szliśmy po schodach na trzecie piętro. Weszliśmy do mojego domu.:
-Mamo! Przyszedł do mnie kolega-krzyknęłam w stronę salonu gdzie siedziała mama-Poczte kładę na stole w kuchni!
-Chodź do mnie do pokoju - złapałam Justina za rękę i poszliśmy do mnie. Oboje usiedliśmy na łóżku. - Chcesz coś do picia albo do jedzenia? - zaproponowałam Justinowi.                                                               -No możesz cos do picia przynieść. - odpowiedział.
-Może byc Cola?
-Może być.
Poszłam do kuchni po Colę. Wzięłam dwie szklaki i 1,5 l Coca-Colę. Gdy weszłam do mojego pokoju Justin bawił się z LoLą. Usidłam obok Justina i nalałam Colę do szklanek.
-Ładnie tu u Ciebie - powiedział Justin uśmiechając sie.
-Dziekuję.
Justin wziął colę i chciał sie juz napić, ale nagle LoLa skoczyła prosto w kubek z napojem. Cała Cola wylądowała na spodniach Justina.
-Ale ona jest durna -  wykrztusiłam z siebie pękając ze śmiechu.
-Haha - odpowiedział sarkastycznie Justin - tylko to nie ty masz Colę na spodniach.
-Zapiorę Ci te spodnie  - już mi przeszedłten atak śmiechu. - Rozbieraj się.
 -Ale no tak...głupio mi.
-Nie marudź tylko daj te spodnie. - widac było, że Justin się wstydzi.  - No nie stydź się..przecież jesteśmy sami.
-Ale obiecaj, że nie będziesz się śmiała.
-Obiecuję.
Justin ściągnął spodnie. Lekko się zachichotałam, lecz próbowałam miec taki poker face. Justin siedział na moim łóżku w samych bokserkach w pszółki, na policzkach miał rumieńce. Poszłam do łazieki zaprac te spodnie, poetm powiesiłam je na ciepłym kaloryferze. Wróciłam do Justina i zajęłam miejsce na łóżku. Chwile pogadaliśmy o wszystkim i o niczym. Nastała taka niezręczna cisza. Wpatrywaliśmy sie sobie w oczy.  Po chwili nasze twarze były coraz bliżej siebie. Nagle nasze wargi zetknęły się za sobą. Po całym ciele przeszedł mnie dreszcz. Lekkie muśnięcia przeradzały się w namiętny pocałunek.
-A co tu się dzieje!?  - usłyszałam głos mojej mamy i szybko odessałam sie od ust Justina. - Jesteście jeszcze gówniarzami i juz takie rzeczy w głowie...!
Mama nagle upadła na podłogę. Szybko de niej podbiegłam, oklepałam jej twarz lekko ale na marne dalej była nieprzytomna.
-Justin! Przynieś z kuchni szklanke wody - Justin od razu sie zerwał i pobiegł do kuchni. Po paru sekudach był już koło mnie. Ochlapałam twarz mamy wodą lecz to też nic nie pomogło - Trzeba zadzwonic na pogotowie.
Zadzwoniłam po pogotowie. Po 5 minutach byli już na miejscu.
-Możemy jechać z wami? - zapytałam któregoś z lekarzy gdy wynosili mamę a noszach z domu.
-Chodźcie.
Justin popędził do łazienki po spodnie i je założył. Szybko nałożyliśmy buty i wyszlismy z domu. Z tego wszystkiego nie zamknęłam drzwi. Wszyscy wsiedlismy do ambulansu i ruszylismy do szpitala. Jechaliśmy w ciszy aż w końcu dojechalismy pod szpital. Sanitariusze wyniesli mamę z samochodu, a ja i Justin wyszlismy za nimi. Weszlismy do szpitala i podążaliśmy za lekarzami. Wniesli mamę na jakąś salę, a nam kazali czekać.
-Czekamy..czekamy...czekamy i czekamy ..ile mozna czekać  - zwróciłąm się do Justina wiercąc sie cały czas na krześle.
-Czekamy dopiero 15 minut..uspokój się..wes głęboki oddech..wszystko będzie dobrze. - uspokajał mnie Justin. Przytu;ił sie do mnie i dodał - Nie martw się.
-Tak ..łatwo Ci mówić.... . - Parę łez spłynęło mi po policzku. Justin otarł mi je palcem i pocałował w czoło.
Po chwili przyszedł do nas lekarz. Szybko zerwałam się z krzesła.
-I co z mamą? - zapytałąm lekarza.
-Nie jest najlepiej będzie musiała przekśc poważną operację... - zawiesił głos. Wybuchłam wielkim płaczem.

 Sorry, że taki krótki rozdział.. następny obiecuję, że będzie dłuższy...ale będzie dopiero gdy pojawia się u conajmniej 4 komentarze. Nie wyobrażacie sobie jak mi sie miło robi gdy dostaje taki pozytywny komentarz..czuję wtedy, ze ktoś docenia moja pracę i wysiłek jaki w to wkładam. Mam nadzieję, że rozdział sie podobał. Do nastepnego:***


piątek, 15 października 2010

POLECAM:

Zapraszam do czytaia tych blogów:

http://dreams-of-justin.blogspot.com/ - blog mojej przyjaciółki:) Będzie mi miło jeżeli będziecie na niego wpadać i komentować:) Mi się bardzo podoba;)
http://change-of-justin.blogspot.com/ - -blog Szarej gorąco polecam:*
http://take-me-to-heaven-justin.blogspot.com/ - drugi blog Szarej też bardzo polecam..czytam go od początku i normalnie kocham czytac...;*
http://samantas-life.blogspot.com/ - zapraszam bradzo fajne opowiadanie:)

czwartek, 14 października 2010

ROZDZIAŁ 3/ Me plus You

OCZAMI VICTORI(Kanada)

Wróciłam do domu po jakichś 30 minutach spacerowania. 
-I jak? - zapytał tato siedząć na kanapie gdy wchodziłam dod odmu - podoba Ci się okolica?
-No, a gdzie mama? - zapytałam.
-Rozpakowywuje swoje rzeczy. 
-Aha. - rzuciłam w taty stronę.
-Mam coś dla Ciebie. - od razu się wyszczerzył  i poszedł na chwilę do sypialni. Usiadłam na łóżku czekając na prezent od taty. Tato wszedł do pokoju z wielkim pudełkiem w rękach.  
-To dla Ciebie - podał mi paczkę. 
Otworzyłam pudełko a w nim spał malutki York.
- Ooo...jaki słodki. Dzięki tato. - pocałowałam tatę w policzek i wyjęłam małego Yorka w pudełka.  - Mogę z nim wyjść na spacer?
-Możesz o dzisiaj jest twój..się znaczy twoja. - uśmiechnłą się do mnie tato.
-Nazwę ją LoLa. To ja idę.
Założyłam buty, wzięłam na ręce LoLa i wyszłam na klatkę. Gdy wyszłam z bloku położyłam suczkę na chodniku i poszłyśmy po między jakieś uliczki.

OCZAMI JUSTINA(Kanada)

Zapukałem do drzwi Maxa. Po chwili otworzyła mi jego mama.
-Dzień Dobry. - powiedziłem.  - Jest Max?
-Poszedł do skate parku  i kazał mi tobie przekazać że czeka na ciebie na moście. - odpowiedziała Maxa mama.
-Aha dziękuję do widzenia.
-Dowidzenia.
Wskoczyłem na deskę i pojechałem w stronę skate parku. 
-Wiesz może która godzina? - zaczepiła mnie jakaś typiarka więc zatrzymałem się.
-Co? - zapytałem bo nie usłyszałem.
-Wiesz może która godzina? - przyjżałem się jej...kurczę... kogoś mi przypominała ta laska. 
-Ja cię już gdzieś kiedyś widziałem - zamyśliłem się - Ooo...juz wiem dzisiaj wpadlismy na siebie. - uśmiechnąłem się. - jestem Justin a ty?
-Victoria....to powiesz mi która godzina? - zapytała sarkastycznie.
-16.45. Często tu bywasz? Pierwszy raz cię tu widzę.
-Dzisiaj się tu przeprowadziłam i chciałam poznać okolicę.
- Ja Ci mogę pokazać okolicę. - usmiechłąem się a Victoria się lekko zaczerwieniła.
-No skoro chcesz to czemu nie?
Wyjąłem z kieszeni telefon i napisałem esa do Maxa" Sorry ale coś mi wypadło. Spotkamy się kiedy indziej." Przez chwilę szlismy w milczeniu. Odwróciłem się w strone Victorii  i zanurzyłem się w jej pieknych brązowych oczach.
-Masz śliczne  oczy - zwróciłem się w stronę Victorii. - A tak wogóle to z kąd przyjechałaś?
-Oo..Dziękuję - Victoria się lekko zatumieniła -  Wcześniej mieszkałam w Atlancie.
-A dlaczego się tu przeprowadziłaś zapytałem zainteresowany.
-Mama jest chora i tylko tutaj jest szansa żeby mogła sie leczyć. - zauważyłem że od razu pozmutniałą.
-A...oke to nie moja sprawa.
-Spoko. LoLa..czekaj  - pobiegła za swoim psem śmiejąc się.
Podjechałem szybciej w stronę Victorii szczerząc się.
-Wiesz co..ja muszę już iśc do domu bo z tym psem to dłużej nie wytrzymam. - powiedziła podoszą c LuLu z chodnika.
-Szkoda, że musisz iść a...dasz mi numer telefonu? - zapytałem.
- Jasne.  - wyjąłem telefon, żeby zapisać numer - 664852951. No to pa. Napisz dzisiaj - puściła mi oczko i poszła.

*** 

Leżałem już w łózku. Była 2 w nocy. Wyjąłem telefon z pod poduszki i obracałem go w rękach zastanawiając się co napisać do Victorii. Po chwili namysłu zacząłem cos klikac na klawiaturze mojego soniaka. 
" Hej :) To ja Justin. Mam nadzieję że nie obudziłem Cię". 
"Wyślij" - powiedziałem cicho pod nosem. Spojżałem w okno. Było ciemno, księzycowy blask odbijał się od okien bbloków, nad domami unosiła się mgła. Nagle mój telefon zaczał wibrować a z nim moje ręce. Przyszedł sms od Victorii, ucieszyłem się, że odpisała. 
" Hej ;* Nie obudziłeś mnie...już myslałam, że nie napiszesz od 20 czekam na esa od Ciebie;) Co robisz?".
Od razu złapałem się za odpisanie."Leże  włózku i myślę :) A ty co robisz? "
"Też leżę już w łóżku a oczym tak myślisz?" - odpisała.
"A..o tym i o tamtym :) spotkamy sie jutro?".
" No...czemu nie ;p A gdzie ty tak własciwie mieszkasz?"
" No nie wiem jak Ci to wytłumaczyc jutro Ci pokaże:)" 
"Okej..ja juz idę spać jestem bardzo zmęczona..Dobaranoc;***" 
"Dobraoc:* Słodkich snów"

OCZAMI VICTORII(Kanada)


"Dobranoc Justin" - powiedziałam ciocho, zamnkęłam powieki i wyobraziłam sobie Justina przy moim boku na łące na kocu. Po chwili zasnęłam. Rano obudził mnie telefon. To był sms od Justina.
"Zabiorę Cię w fajne miejsce:* o 11 bądź pod skate parkiem tam gdzie wczoraj. ...Czekam"
 Popatrzyłam na godzinę i była już 10.04 szybko wyszłam z pod kołdry, wujęłam z szafy turkusową bokserkę i jeansowe szorty i poszłam do łazienki. Szybko się umyłam i ogarnęłam moją czuprynę. Ubrałam się. Rodzice jeszcze spali więc napisałam karteczkę"Wychodze nie wiem o której wrócę. Nie martwcie się....Victoria". List przyczepiłam do lodówki na magnes, wzięłam torbę do której spakowałam bluzę i aparat cyfrowy i wyszłam z domu. Spojżałam na zegarek było w pół do 11. Miałm jeszcze czas więc sie za bardzo nie spieszyłam. Po dziesięciu minutch byłam już pod skate parkiem. Justina jeszcze nie było więc usidłam na ławce i wpatrywałam się w rzeczkę płynąłcą na przeciwko skate parku. Nagle ktoś złapał mnie od tyłu.
-O Boże! - aż podskoczyłam. Odwróciłam się do tyłu. To był Justin. - Ale mnie przestraszyłeś.- Justin się zaśmiał. - A tak w ogóle to gdzie chcesz mnie zabrać?
-Mam nadzieję, że lubisz zwierzęta bo chcę Cię zabrać do ZOO. - uśmiechnął się.
-Fajnie - odwzajemniłam uśmiech. Justin złapał mnie za rękę i rzucił w moją stronę:
-No chodź. ......Opowiedz mi coś o sobie. - dodał ciągnąc mnie za rękę.
- No co ci mogę powiedzieć..? No to tak: lubię słuchać muzykę, śpiewać, robić zdięcia lubię też ciasta robić -  -No to teraz ty mi coś o sobie powiedz.
-No to tak : od dzieciństwa śpiewam i gram na gitarze, kolekcjonuję kostki sławnych gitarzystów. Lubię też jeździc na desce i grać w kosza. O już prawie jesteśmy.
Szliśmy w milczeniu do ońca drogi. Justin kupił bilety i weszłiśmy do ZOO. Wszędzie były jakieś rośliny, których jeszcze nigdy nie widziałam.
-Ojej..jak tu ślicznie. - wyjęłam aparat i zrobiłam parę fotek. - Mogę tobie zrobic zdięcie? - zapytałam Justina.
-No..czemu nie?
Wyjęłam aparat z torby i zrobiłam mu kilka fajnych fotek, on mi, jeszcze zrobiliśmy sobie razem kilka zdięć.   Obeszliśmy całe ZOO.Było na prawdę ekstra, a Justin jest po prostu codowny.

***
Gdy wyszliśmy z ZOO poszliśmy do domu Justina. Była 18.45.
-Dobry Wieczór. - zwróciłam sie do Justina mamy gdy weszliśmy do jego domu.
-Dobry Wieczór. - odpowiedziała.
-My idziemy do mojego pokoju. - powiedział Justin kierując się w strona swojego pokoju. Poszłam za nim. Pokój miał fajny, taki przytulny. Oboje usiedliśmy na łóżku.
-Mówiłeś, że grasz na gitarze i śpiewasz. - -uśmiechnęłam się.
-Czego oczekujesz?
-No....że mi cos zaśpiewasz - zrobiłam oczy małego kotka.
 -Okej - Justin wziłą gitarę, z kieszeni wyjął kostkę i zaczłą grać.

 Me plus you, I'm a tell you one time
Me plus you, I'm a tell you one time
Me plus you, I'm a tell you one time
When I met you girl my heart went knock knock.
Now them butterflies in my stomach wont stop stop.
And even thought it's a struggle love is all we got.
So we gonna keep keep climbin till the mountain top.

Your world is my world.
And my fight is your fight.
My breath is your breath.
And your heart.

Chours:

Your my One love.
My one heart.
My one life for sure.
Let me tell you one time. (girl I love,girl I love you)
I'm a tell you one time. (girl I love,girl I love you)
And I'm a be your one guy.
You'll be my #1 girl always makin time for you.
I'm a tell you one time (girl I love,girl I love you)
I'm a tell you one time (girl I love,girl I love you)

You look so deep.
You know that it humbles me.
Your by my side and troubles them don't trouble me.
Many have called but the chosen is you.
Whatever you want shawty I'll give it to you.

Your world is my world.
And my fight is your fight.
My breath is your breath.
And your heart.

Your my One Love.
My one heart.
My one life for sure.
Let me tell you one time. (girl I love,girl I love you)
I'm a tell you one time. (girl I love,girl I love you)
And I'm a be your one guy.
You'll be my #1 girl always makin time for you.
I'm a tell you one time (girl I love,girl I love you)
I'm a tell you one time (girl I love,girl I love you)

Shawty right there.
She's got everything I need and I'm a tell her one time.
One Time, One Time.
Give you everything you need down to my last dime.
She makes me happy.
I know where I'll be.
Right by your side cuz she is the one.
For me.

Your my One Love.
My one heart.
My one life for sure.
Let me tell you one time. (girl I love,girl I love you)
I'm a tell you one time. (girl I love,girl I love you)
And I'm a be your one guy.
You'll be my #1 girl always makin time for you.
I'm a tell you one time (girl I love,girl I love you)
I'm a tell you one time (girl I love,girl I love you)


Me plus you, I'm a tell you one time
Me plus you, I'm a tell you one time
Me plus you, I'm a tell you one time

One time
One time

-OMG. Na prawdę masz talent. To było zajebiste - powiedziałam zaczrowana głosem Justina.
-Dzięki. A masz przy sobie kabel USB to aparatu?
-Mam a co?
-A mogłabyś przerzucić zdięcia, które dzisiaj robilismy na komputer?
-Okej. - wyjęłam z torby cyfrówkę ikabel USB. Podłaczyłam aparat do komputera i przerzuciłam wszystkie zdięcia z ZOO na pulpit. Odłaczyłam aprat. Zaczłęiśmy oglądać te zdięcia. Wyszły super. Trochę się pośmieliśmy z tych zdięć, szczególnie z tych co Justin mi robił z zaskoczenia. Normalnie masakra:)
-Wiesz co? Ja już musze iśc od domu - rzuciłam w strone Justina.
- Odprowadzę Cie.
Wziąłam aparat i torbę iwyszliśmy z pokoju Justina.
- Dobranoc - powiedziałam do mamy Justina gdy wychodziłam.
 Wyszliśmy. Po 5 minutach bylismyjuz pod moim blokiem. Przez chwilę staliśmy i wpatrywaliśmy się sobie w oczy.
-Okej ja idę - przerwałam cisze i pocałowałam Justina w policzek. Weszłam do klatki i pobegłam po schodach do domu.
-Już wróciłam. - powiedziałam wchodząc do domu i poszłam do swojego pokoju.
-Victoria chodź do salonu..musimy porozmawiać. - usłyszłam głos mojego ojca. Trochę się przestraszyłam, bo powiedziła to jakistakim ostrym tonem. Położyłam torebkę na łóżku i poszłam do salonu.
-Coś sie stało? - zapytałam gdy zobaczyłam rodziców siedzących na kanapie z takim Poekr Face.
-Gdzie ty byłaś młoda panno? - zapytał ze złością ojciec.
-No na dworze przecież napisałam karteczkę i przyczepiłam na lodówke? - odpowiedziałam zdziwiona.
-Tak to pakż mi ta karteczkę. - wtrąciła się mama.
Poszłam do kuchni, zeby zdiąć karteczkę z lodówki i pokazać rodzicom. LoL tej karteczki nie było a magnes leżął na podłodze.
-Ale jak to? - przyleciała do mnie LoLa i sie ze mną przywitała. Wzięłam ja na ręce. Widziałąm ze byłą juz zmęczona więc zaniosłam ją do mojegho pokoju i położyłam nałóżku. Miałam juz wychodzić ale zobaczyłam, że pod mom łóżkiem jest ta karteczka cała porwana i wymemlana. LoLa juz spałą. Pozbierałam te karteczki poszłam do salonu.
-LoLa zjadła karteczke. - pokaząłm rodzicom te pogryzione papierki.
-Tak..zwalaj wszystko na psa.  Masz szlaban na tydzień na wychodzenie z domu. Może się nauczysz żeby mówic kiedy i gdzie wychodzisz. Marsz do pokoju. - posłusznie poszłam, żeby nie dostać większego szlabanu. Położyłam się na łóżku, wyjęłam laptopa, położyłam go sobie na brzuchu i zgrałam na niego zdięcia z aparatu. Wybrałam najładniejsze zdięcie gdzie jesteśmy oboje - ja i Justin - i ustawiłam na tapecie. Weszłam na YouTube i puściłąm jakąś wolną nutę. LoLa sie przebudziła się, podeszła do mnie, wgramoliła sie po między moja rękę a bok i usnęła. Przełączyłam a inna piosenkę i po chwili ja usnęłam.

Zastanawiam sie czy pisac dalej tego bloga czy nie;/ Mają być tu conajmniej 3 komentarze.