poniedziałek, 8 listopada 2010

ROZDZIAŁ 8/ moment przejścia ze zwykłego świata do miejsca po za czasem i przestrzenią

OCZAMI JUSTINA(Kanada)

-Justin - usłyszałem czyjś głos przez sen. To był mój tato. Otwrzyłem oczy i spojżałem na niego. - Przykro mi ale musze wyjechać...wiem, że miałem w tym tygodniu spędzić czas z wami  ale musze polecieć do Nowego Jorku.
-Ta..ta...jak zwykle..praca i praca - schowałem głowę pod kołdrę i próbowałem jeszcze chociaż na chwilę zasnąć. Usłyszałem tylko ciche " Przykro mi Justin " i kroki mojego ojca zmieżające w strone drzwi. 
Jak zwykle..tylko praca i praca, dla niego rodzina wcale się nie liczyła myślałem, że się zmienił jednak się grubo pomyliłem.. Nigdy nie było go przy mnie i mamie kiedy go potrzebowaliśmy. Zawsze miał jakieś wymówki, że idzie do pracy, że to ważna sprawa. W domu prawie nigdy go nie było i nie ma. Rodzice od kąd sięgam pamięcią zawsze się kłócili...pamiętam jeszcze ten ciemny pokój..blask księżyca wdzierający sie przez ciemne zasłony do mojego małego pokoju. Miałem wtedy jakieś 5 lat. Siedziałem skulony na łóżku, zza ścian dochodziły tylko krzyki ojca. Mama zawsze cicho szlochała. W nocy przychodziła do mnie i zawsze mnie pocieszała . Zawsze mówiła, że tato nas kocha. Wierzyłem mamie.... Lecz z czasem zacząłem przekonywać się jaki jest tak na prawde ojciec.
Wychyliłem głowę spod kołdry. Oczy mi sie przymrużyły, promienie słońca świeciły prosto na moją twarz.
-Justin! - krzykęła moja mama - śniadanie! - po chwili usłyszałem hałas zamykających sie drzwi. Tato pojechał.
Wygramoliłem się spod kołdry i przecierając oczy poszedłem do kuchni.
-Co jest na śniadanie? - zapytałem i usiadłem na krześle.
-Naleśniki - odpowiedziałą mama kładąc prze de mną talerz i nałożyła na niego gorące naleśniki prosto z patelni.
-Dzięki - mama podała mi jeszcze widelec i usiadła koło mnie.
- I co? - zapytała z ciekawością mama.
-Jak zwykle tylko praca jest dla niego ważna.... - zacząłem rozrywać widelcem naleśnika na małe częsci.
-Nie pytam o ojca tylko o tą dziewczynę..
-Victorie..... oj po prostu zachowałem sie jak kretyn...ale to nie twoja sprawa.
-Zależy Ci na niej, co?
-Tak - odpowiedziałem, żeby nie udzielać więcej odpowiedzi na pytania mmay zapchałem sobie całą buzie naleśnikami, wtsałem z krzesła i dodałem przełykając śniadanie - będę u siebie.
Talerz z naleśnikami położyłem na biurku i otworzyłem okno żeby sie trochę przewietrzyło. Oparłem sie o parapet i rozglądałem sie po całej okolicy. Była dopiero 8 rano a na dworze juz roiło sie od małych dzieci. Tylko biegały i piszczały...masakra... są wakacje i nie można odpocząć. Żeby ich nie słyszeć zamknąłam okno, usiadłem na łóżku i zabrałem sie za konsumowanie posiłku. Położyłem sie na łóżku, wziąłem gitarę i delikatnie przejechałem opuszkami palców po strunach. Zacząłem grac piosenkę, którą napisałem dla Victorii "Favorite Girl". Po jakichś 5 minutach mama znowu mnie zawołała:
-Justin pójdź do sklepu po bułki. - głos mamy rozległ się w całym po domu.
- Nie chce mi się  - rzuciłem obojętnie.
-Oj idź...
-No dobra...ale musze sie ubrać.. - wstałem z łózka  i podszedłem do szafy z ubraniami.
-To szybko.
 Otworzyłem drzwiczki od szafy i spojżałem na cały stos równo poukładanych ubrań.Przemierzyłem wrokiem wszystkie półki po kilka razy, aż w końcu zdecydowałem sie ubrać w różowy T-shirt i czarne rybaczki. Poszedłem jeszcze do łazienki, umyłem sie pod pachami, wyszczotkowałem zęby i ogarnąłem czuprynę. Nałożyłem na siebie ubrania i wyszedłem z łazienki. Mama dała mi dychę i kazła mi kupić 5 bułek. Założyłem czarne nike a, że słońce świeciło to jescze przeciwsłoneczne okulary Rayban'y. Wyszedłem z bloku i zmieżałem w stronę sklepu "Super Star". Założyłem słuchawki na uszy i szedłem przed siebie.

OCZAMI VICTORII(Kanada) 

 Wstałam jakaś nie wyspana. Usidałam na łóżku i spojżałam przed siebie- na ścianie było zdjęcie moje i Justina. Wpatrywałam się w nie w bezruchu jakieś 10 minut.Nagle na łóżko wskoczyła LoLa. Zczęła mnie lizać i sie łasić. Postanowiłam, że wyjdę z nia na spacer po okolicy. Szybko sie umyłam i ubrałam w czarne szorty oraz różową bokserkę. Poinformowałam tatę, że wychodzę i założyłam buty. Oworzyłam drzwi a LoLa po między moimi nogami wyleciała z mieszkania merdają ogonem. Zamknełam za sobą drzwi i zbiegłam po schodach za LoLą. Po paru minutach suczka szła posłusznie przy nodze. Chodziłyśmy tak po całym mieście. Było bardzo gorąco więc postanowiłam się przejść do sklepu po butelkę wody. LoLa przestraszyła się pisku opon samochodów. Schyliłam sie po nią, żęby ją wziąć na ręce i poszłyśmy dalej. Nagle z za zakrętu wyszedł on...Justin. Zatrzymaliśmy się przed sobą i wpatrywaliśmy się w siebie w milczniu. Było troche niezręcznie więc postanowiłam przerwać ciszę.
-Hej - powiedziałam cicho podnosząc lekko kąciki ust do góry.
-Hej - odpowiedział wprzygryzując wargę - Przepraszam Cię za tamto..nie powinienem tak nalegać - Justin spuścił głowę - zachowałem sie jak kretyn i wcale mnie nie zdziwi jak nie chcesz ze mną teraz gadać.. - Justin rozejżał sie do okoła i dodał - Tutaj spotkaliśmy sie pierwszy raz..
Zeszlismy z chodnika i stanęliśmy pod sklepem, a LoLę postawiłam przy ławce.
-Justin....ja na prawdę się w Tobie zakochałam...-złapałam go za rękę - to jest jeszcze aktualne? Chcesz jeszcze ze mną być? - zapytałam niepewnie.
-Chcę....czyli oficjalnie jesteśmy parą? - widać było, że Justin się cieszy...szczerzył się od ucha do ucha.
-Tak - odwzajemniłam uśmiech - trzeba to jakoś uczcić.
-To może.....zanieś LoLę do domu i pójdziemy na starówkę.
-Okej - złapaliśmy sie za ręce, LoLa poszła za nami i zmierzaliśmy w strone mojego domu.
Cieszyłam się, że znów się wszystko układa. Po dordze rozmawialiśmy głównie o nas, o wszystkim i o niczym. Zanim sie obejżałam byliśmy już pod moim blokiem. Justin czekał przy klatce a ja poszłam zanieść LoLę.
-To teraz prowadź.. - uśmiechnęłam się. 
Objęłam Justina w pasię a on mi położył rękę na ramionach. Szliśmy przez różne uliczki, aż w końcu po jakichś 30 minutach dotarlismy na wielki rynek. Poszlismy do lodziarni, zamówiliśmy największe świderki z polewą czekoladową i usiedliśmy na ławce przed samym ratuszem. Nagle podeszła do nas jakaś blondyneczka.
-Hej Jutin, skarbie - powiedziała, usiadła koło Justina na ławce i położyła swoją ręke na jego kolanie. Normalnie mnie zamurowało. Kto to w ogóle jest?! Justin zdjął jej rękę z kolana.
-Lisa co ty tu w ogóle robisz?! - widać było, że Justin sie nieźle zdenerwował - mówiłem Ci to już jest koniec! Ja Cię nie chcę znać i tyle daj mi wreszcie spokój! Chodź Victoria..
-Ale kto to jest? - zapytałam ze zdziwieniem.
-Później Ci powiem.... - Justin złapał mnie za rękę i pociągnął.
-Justin, kochanie nie pamietasz tych cudownych chwil spędzonych za mną..tych pocałunków?
Zatrzymałam się i stanęłam po między Justinem a tą blondyneczką.
-Justin o co w tym wszystkim chodzi?! - byłam wściekła na Justina. Tu mi mowi, że mnie kocha, a nagle przychodzi jakaś dziewczyna i mówi do niego kochanie?! O nie!
-No bo - powiedziała ta Lisa i uśmiechnęła się sarkastycznie. - No bo my jesteśy razem.
-Justin to prawa? - popatrzyłam na niego i łzy napłynęły mi do oczu.
-Nie....nie wierz jej....może i kiedyś byliśm razem ale to już przeszłość..teraz mam Ciebie - Justin podszedł blizej mnie i się do mnie przytulił. - Daj mi wreszcie spokój Lisa! - rzucił w strone blondyneczki, odwrócił się, złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę jakiejś cisnej uliczki.
-Jeszcze do mnie wrócisz Justin! - krzyknęła dziewczyna. Odwróciłam się w jej stronę a ona siedziałą zadowolona na ławce i się do mnie wyszczerzyła.
Zatrzymaliśmy się przy starej kamieniczce. Oparłam sie o ścianę a Justin staną na przeciw mnie i położył ręcę na tej ścianie tak, że byłam otoczona przez niego z każdej strony.
-Justin ko to był? - zapytałam patrząc mu prosto w oczy.
-To było 2 dni przed naszym pierwszym spotkaniem. Poszedłem do Lisy a u niej w pokoju był inny chłopak. Bardzo ja kochałem....bylismy razem 2 lata.. - Justin posmutniał..jak sie tak na niego patrzyłam zrobiło mi się o żal - zraniła mnie...wiem, że ty mi tego nie zrobisz.. - Justin spojżał na mnie swoimi cudnymi czekoladowymi oczami.
-Moje biedactwo - pogłaskałam Justina po pliczku.
Justin zaczął pieścić moje otwarte usta, zatrzepotałam rzęsami. Nacisk był lekki jak piórko, nasze oddechy sie zmieszały. Wolno poruszał wargami, pocierając o moje usta. Był to nie tyle co pocałunek, co moment przejścia ze zwykłego świata do miejsca po za czasem i przestrzenią, w którym każdy zmysł był wzmocniony do granic mozliwości.


Nie wiem czy fajny..mam mieszane uczucia co do niego....z resztą sami oceniajcie..
Do nastepnego..;)




8 komentarzy:

  1. fajnie < 3 czekam do nastpnego ; *******

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny!=)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny... ;***czekam na kolejny ;*
    PS: nie ma z nami Anki.....;D haha ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo superrrr ;))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  5. świetne podoba mi sie ;)
    ______________________________

    pięknie opisałaś ich pocałunek xdd
    ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniały, cudowny, zajebisty, świetny... no poprostu brak słów ;***
    Do nastepnego ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajny rozdział:D
    Czekam na następny..:D

    EmilkaXD

    OdpowiedzUsuń