wtorek, 2 listopada 2010

ROZDZIAŁ 7/ Jak można byc takim kretynem?!

OCZAMI VICTORII(Kanada)


Przez chwilę zapomniałam o stracie mamy. Przy Justinie zapominałam o całym Bożym świecie. Czułam się wspaniale jak jeszcze nigdy dotąd. Wstałam ze skórzanego fotela i podeszłam do balustrady tarasu. Oparłam się o nią rękami i wpatrywałam w bezchmurne błekitne niebo. Usłyszałam za mną kroki Justina, podszedł do mnie bradzo blisko i oparł swoją rękę na moich biodrach.
-Dlaczego płaczesz? - zapytał troskliwie Justin.
-Nie płaczę...... -odwróciłam głowę w jego stronę i patrzył na mnie czułym spjrzeniem. - oj..po prostu sie wzruszyłam...a na prawdę napisałeś tę piosenkę dla mnie?
-Tak - na chwilę zawiesił głos. Złapał mnie za ręce, przybliżył się do mnie na odległość jakichś 3cm i spojrzał mi głeboko w oczy..... - Masz śliczne oczy ........a co do tamtego sms'a to... - lekko musną moje drżące wargi. Ręke położył na moim policzku i przejeżdżał po nim kciukiem.- Czuję to samo. - Zblizyliśmy sie do siebie jeszcze bardziej, nasze wargi sie zetknęły, zaczęlismy się całować. Było cudownie, Justin był taki delikatny, nienachalny. Metalowa poręcz wbijała mi się w plecy. Justin przerwał i odszedł na kanapę. Usiadł na niej i wpatrując sie w stół przewracał w palcach kostke od gitary.
-Victoria? - spytał jakoś niepewnie. podeszłam do niego i usiadłam na przeciwko niego na fotelu. Nie miałam pojęcia co chce mi powiedzieć.
-Tak? - podniósł głowę i zwrócił sie w moja stronę.
-Czy......czy chciałabyś być moją dziewczyną?
Normalnie zatkało mnie. Nie spodziewałam sie tego. Otworzyłam buzię...chciałam cos powiedziec ale nie mogłam wykrztusić z siebie ani jednego słowa.
-Yyyyy......yyy...wiesz ja muszę to przemysleć..znamy sie krótko- chciałam jeszcze cos powiedzieć ale Justin mi przerwał:
-Przecież mówiłaś, że mnie kochasz... - wstał z fotela i ruszył w stronę wyjścia. Wstałam i poszłam za nim, złapałam go za koszulke i rzuciłam w jego strone:
-Justin czekaj..-stanęłam w miejscu nie miałam zamiaru go na siłe zatrzymywać- I co?! Teraz tak sobie po prostu pójdziesz?!  - odwrócił sie na pięcie i zaczął wywracac oczami na wszytskie strony siwata-  Tak...mówiłam, że Cie kocham....ale ty też i teraz nawet na mne nie spojżysz.
-Skoro mnie kochasz to dla czego nie chcesz być moją dziewczyną? - w końcu spojrzal na mnie ale z jakimś wyrzutem.
-To nie jest takie łatwe jak Ci się wydaje. Muszę to najpierw przemyśleć. A o co ci chodzi? Dlczego miałabym sie tak od razu zgodzić?
Stalismy w progu, pomiędzy moim pokojem a tarasem. Nagle zawiało chłodem.
-Bo mi na Tobie zależy....rozumiesz...ja Cie na prawdę kocham to nie jest jakaś szczeniacka miłość.....miałem kiedyś dziewczynę, która mnie bardzo zraniła. I chcę mieć pewość, że ty też mnie na prawdę kochasz i nie zrobisz mi tego samego co ona..- oboje posmutnieliśmy.
- Justin.....możesz mieć pewność, że ja na pewno Cię nie zranię  - złapałam jego jedną rękę i mocno ścisnęłam - Ale ja też chce mieć pewność, że ty też mi tego nie zrobisz.
- Wiesz ja muszę już iść
Puściłam jego rękę....odszedł. podeszłam do kanapy i same mi sie nogi załamały.Upadłam na kanape. Smutno mi się zrobiło. Powinnam się zgodzić czy nie??? No chyba tak...przeciez ja go KOCHAM...nie potrafie bez niego żyć....robił wszystko żebym nie czuła sie samotna, żebym nie myślała o stracie matki. Był dla mnie jak taki Super Hero.Co ja zrobiłam...chyba go straciłam....przeciez on chciał dobrze, chciał miec pewność, że na pewno go kocham... Nagle Justin wszedł na taras, automatycznie podniosłam się z kanapy i usmiechnęłam się.
-Zostajesz? - zapytałam podekscytowana.
-Nie - odpowiedizał zimno - zapomniałem gitary.
-Ykhmm....- znów usiadłam na kanapie i spóścilam głowę.
Wziął gitare i odszedł. Zapomniał jednak kostkę. Była różowa a na niej widniaj biały napis "Love Forever". Wpatrywałam się w nią jakis czas po czym schowałam ją do kieszeni. Podeszłam do krawędzi balkonu i spojżałam na dół. Justin właśnie wychodził z klatki. Gdy przechodził pod moim balkonem zwrócił sie ku górze.Gdy nasze spojrzenia zetknęły sie ze sobą Justin od razu spóścił wzrok i poszedł w pierwsza lepsza uliczkę. Było chłodno więc schowałam sie do domu. Zamknęłam taras i usłyszałam głos taty dobiegający z kuchni.:
-Co chcesz do jedzenia?
Poszłam do kuchni. Tato stał przy otwartej lodówce i wyciągał z niej różne prdukty: jajka ser szynkę masło..
-Jakoś nie jestem głodna. Jak sie czujesz?
-A jak mam sie czuc po stracie zony? Beznadziejnie. - zamknął lodówkę i sie zapytał - a kim jest ten chłopiec, z którym tak ostatnio kręcisz?
-A taki jeden, Justin się nazywa......bardzo fajny jest..ale mam wrażenie, że go już straciłam ale co ja będe Cie zadręczać moimi problemami.....będę u siebie jkaby coś.


OCZAMI JUSTINA(Kanada)

Kurczę..zapomniałem gitary. Cofnąłem sie na taras. Victoria siedziała na kanapie. Gdy wszedłem od razu sie zerwała i usmiechnęła.
-Zostajesz? - zapytała.
-Nie - jakoś nie byłem w nastroju, żeby odwzajemnic usmiech - zapomniałem gitary. 
-Ykhm..
Podszedłem do stolika. Podniosłem opierającą sie o niego gitare i spakowałem ją do pokrowca. Na kostce miałem napisane "Love Forever". Połozyłem ja na stoliku tak żeby Victoria nie widziała i wyszedłem. Założyłem buty, wziąłem gitarę na plecy i wyszedłem z jej domu. Po wyjściu z klatki podniosłem głowę do góry i spojrzałem na taras Victorii. Stała tam i sie patrzyła. Szybko spóściłem głowę i skręciłęm uliczkę  Figueroa Street. Przez całą drogę do domu rozmyslałem o NAS. Może byłem za bardzo nachalny..może to za wcześnie? Ale darze ją na prawdę wielkim uczuciem. Najbardziej obawiam sie tego, że moge ja na zawsze stracić. Bez niej jestem zagubiony...ona jest dla mnie światłem wschodzącego słońca w moim świecie. Wczesniej ta miłość była cicha ...może to własnie miłóść wszystko zepsuła? Wcześniej było wszystko okej...było idealnie....nie powienienem tak nalegać.... Zanim się obejżałem byłem już w domu. Zdiąłem buty i poszedłem do mojego pokoju. Odłożyłem gitarę i padłem na łózko. Schowałem twarz w poduszkę, gdy nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Po paru sekundach mam weszła do pokoju. Usiadła koło mnie na łózku i zapytała:
- I jak? Podobała się piosenka Victorii?
-Nie pytaj.....
-A co sie stało? - mama pare razy przejechała ręką po moich włosach. Podniosłem się i usiadłem opierająć sie o ścianę.
-Wszystko zepsułem.....a po za tym to nie Twoja sprawa. Chciałbym teraz pobyc sam.
-Skoro tak chcesz...
Mama wstałą i wyszła. Nie miałem ochoty z nikim gadać. Pomyslałem, że mógłyb poczytać. Wyjąłem z szafki pierwszą lepszą książkę i bezsensownie zacząłem przewracać kartkami. Nie mogłem sie na niczym skupić, bo cały czas myslałem o Victorii. "Jak można byc takim kretynem?!" - wrzasnąłem. Zamachnałem się i rzuciłem książka o ścianę. Wnerwiony wyszedłem z mojego pokoju, założyłem buty, wziąłem deskę i bez słowa ulotniłem się z domu trzaskająć drzwiami. Po wyjściu z bloku wskoczyłem na deskę i odpychająć się pare razy nogą o chodnik ruszyłem z miejsca. Była godzina15.15. Jechałem prosto przed siebie, nawet nie zwracałem uwagi w którą strone i gdzie jadę. Pogrzebałem w kieszeni i znalazłem duche i dwie dychy . Zatrzymałem się przed sklepem i po chwili zastanowienia wziąłem deske do ręki i wszedłem do sklepu. Idąc przez sklep zobaczyłem ciastka "Victoria" - to już mnie naprawdę dobiło. Szedłem dalej....masakra - lizaki w kształcie serca. Wziąłem butelkę Coli i szybkim ruchem poszedłem do kasy. W kolejce stałem jakieś 5 min.....w końcu sie doczekałem.
-3.49 - powiedizła kasjerka po przejechaniu Cola po czytniku.
Z kieszeni wyjąłem dychę, złapałem kolę i rzuciłem nędzne:
-Reszty nie trzeba.
Stanąłem przed sklepem i wlałem w siebie całą Colę. Wskoczyłem na deskę i pojechałem w strone skate parku. Po drodze butelkę z napoju wyrzuciłem w krzaki, to sie mnie jakaś stara babka przyczepiła, że zaśmiecam środowisko i oczywiście musiałem podnieść tą waloną butelkę i wyrzucić grzecznie do śmietnika oraz przeprosić tą staruche i obiecać, ze więcej tak nie zrobię. Dojechałem do skate parku po czym usiadłem naławce. Siedziałem tak może ze dwie godziny. Mama dzwoniła do mnie z 5 razy, lecz nie odbierałem. Chciałem być teraz sam, chciałem wszystko sobie przemyśleć. Po kolejnych dwóch godzinach samotności postanowiłem wrócic juz do domu.
-Gdzie ty sie podziewałes ? - zapytała zdenerwowana mam po moim przyjściu.
-Musiałem wszystko przemysleć.... - odpowiedziałem i poszedłem do swojego pokoju.
Wybiła 20. Całą nos oglądałem telewizję. Około 23 gdy mam juz spała zrobiłem sobie kanapki i oglądałem jakis ciekawy film " Red". Połozyłem sie spać dopiero o 4 w nocy. Przec całą noc śniła mi sie Victoria w czarnym bikini nad jakims oceanem. Co?!?!?! Mały prblem...ona tam jest z Christianem moim dawnym przyjacielem...od razu się zerwałem......
-Uffff.....to tylko sen..
Zmieniłem pozycje i znów zasnąłem.

Sorry, że taki krótki...obiecuje, że nastepny będzie dłuższy...Ostatnio nie mam czasu na pisanie tego bloga...;/ Szkoła..chyba rozumiecie...No to teraz czytajcie te wypociny:p
Do następnego...

7 komentarzy:

  1. Zajebiścieee...! ;* kocham to opowiadanie i już czekam z niecierpliwoscia na następny rozdizał..;p

    Do następnego ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super! Chyba najlepszy pod względem jakości rozdział! =) Czekam na kolejny!=)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebiaszczy ;**
    Czekam na następny ;)



    Aska

    OdpowiedzUsuń
  4. B.fajny ;)
    Z niecierpliwością czekam na następny.
    Czytałem wiele opowiadań, ale Twoje najbardziej mnie się spodobało. ;)
    Do następnego.

    OdpowiedzUsuń
  5. suuuuper rozdzial jestem bardz ciekwf co bezie dalej.

    OdpowiedzUsuń
  6. fajny rozdzial ; * czekam na nastepny ; P

    OdpowiedzUsuń