sobota, 30 października 2010

piątek, 29 października 2010

ROZDZIAŁ 6/ Tragedia była przeznaczeniem

OCZAMI VOCTORII(Kanada)

Całą noc nie zmrużyłam oka, wpatrywałam się w niebo i rozmyślałam o życiu. Około 6 wygramoliłam się spod koca i poszłam do łazienki. Stanęłam przed umywalką i oparłam się na niej rękoma. Po chwili zastanowienia ochlapałam twarz zimna wodą. Zrzuciłam z siebie piżamie i wskoczyłam pod prysznic. Po 15 minutach wyszłam z kabiny, owinęłam się czerwonym ręcznikiem i poszłam do mojego pokoju. Z szafy wyciągnęłam białą bokserkę z myszką miki i jeansowe szorty. Ubrałam się i poszłam do kuchni. Z szafki wyjęłam miskę i wsypałam do niej płatki Nesqik i zalałam je zimnym mlekiem. Po zjedzeniu śniadania zamówiłam taksówkę i wyszłam z domu. Gdy wyszłam z bloku taksówka już czekała. Pojechałam do szpitala. Gdy weszłam do środka tato siedział na krześle ze spuszczoną głową. Śmierdziało tam takim specyficznym zapachem szpitalnym, który drażnił moje nozdrza.....
-I co? - zapytałam troskliwie tatę i zajęłam miejsce na krześle obok.
-Nastąpiły jakieś komplikacje i mama nie chce wybudzić się z narkozy.....a operacja poszła dobrze.
-Aha...a będę mogła do niej pójść? - zapytałam.
-Nie wiem musisz spytać lekarza.
Siedzieliśmy w ciszy parę minut po czym podszedł do nas lekarz i powiedział:
-Pacjentka jest już w co raz lepszym stanie, powoli sie wybudza będzie można ja odwiedzić. - mężczyzna w białym fartuchu uśmiechnął się do nas. Od razu na mojej i taty twarzy pojawiły sie uśmiechy.
-Dobrze dziękujemy - odpowiedział tata.
-To proszę za mną - podążaliśmy za lekarzem przez długi korytarz. Było jakoś nieprzyjemnie. .wszystkie ściany i krzesła białe..gdzie niegdzie tylko na ścianie był powieszony jakis plakt...przez korytarz przemieszczali się chorzy ludzie....inwalidzi. W końcu doszlismy do sali gdzie leżała mama. Żeby wejść do sali gdzie leżała mama  musieliśmy założyć specjalne fartuchy i woreczki foliowe na buty. Po założeniu tych rzeczy weszliśm do środka. Mama leżała na dużym łózku przykryta kołdrą. Były do niej poprzyczepiane jakieś rurki i kroplówka. Chyba usłyszała, że ktoś wchodzi bo lekko podnisła głowę i skierowałą w naszą stronę. Uśmiechnęła się do mnie. Szybko podeszłam do jej łóżka i przytuliłam się do niej.
-Ale się o Ciebie martwiłam - zwróciłam się w strone mamy..po policzku spłynęła mi pojedyncza łza. Tato stał w progu drzwi.
-Nie potrzebnie.....juz jest wszystko dobrze. Niedługo wróce do domu i wszystko będzie jak dawniej.
-Mam nadzieję.- odpowiedziałam. Podszedł do nas tato i pocałował mamę w usta.
-Ale nam stracha napędziłaś - zwrócił się do mamy siadając na wolnym skrawku łóżka.
Nagle serce mi stanęło....serce mamy zaczęło bić bardzo  szybko..potem wolno...nagle na kardiogramie kreska zrobiła się pozioma. Lekarze zbiegli się do łóżka mamy a mnie i tatę wyprosili na zewnątrz. Czas dłużył się niezmiernie........



OCZAMI JUSTINA(Kanada)

Obudziłem się i przeciągnąłem się. Byłem wypoczęty a zarazem podekscytowany jak na piosenkę zareaguje Victoria. Umyłem się, ubrałem, rozczesałem włosy i poszedłem zrobić sobie śniadanie. Wszedłem do kuchni i co mnie zdziwiło to to, że tato był w domu...zazwyczaj nigdy go nie było bo pracował.
-Hej - rzuciłem w jego stronę - ty nie w pracy?
-Wząłem sobie wolne na dwa tygodnie....nigdy nie mam dla was czasu to pomyślałem, że to dobry pomysł.
-Fajnie - odpowiedziałem z obojętnością i podszedłem do lodówki. Wyjąłem z nij szynkę, ser żółty oraz ketchup. Z chlebaka wyjąłem chleb po czym zrobiłem sobie dwie kanapki. Mama jeszcze spała....tato siedział w kuchni przy stole pijąc kawę. Ja poszdłem do mojego pokoju ze śniadaniem. Usiadłem na łózku, wziąłem telefon i zacząłem jeść kanapki. Wykręciłem numer Voctorii.....nacisnąłem zieloną słuchawkę...."Poczta głosowa Orange...zostaw wiadomość po sygnale". Rozłączyłem się. Zastanawiałem się przez chwilę co sie mogło stać, że ma wyłączony telefon. Przypomniało mi się, że pojechałą do szpitala więc postanowiłem ja tam odwiedzić.
- Tato? - zawołałem z drugigo pokoju.
-Co? - tato przyszedł do mojego pokoju.
-Zawieziesz mnie do szpitala?
-A coś sie stało? - zapytał lekko przejęty.
-Nie...tylko mama mojej koleżanki jest w szpitalu.
-Dobrze..a który to szpital?
-Przy ulicy  Lincoln'a Boulevard'a.
-No to chodź.
Oboje wyszliśmy z mojego pokoju i ruszylismy w strone przedpokoju. Założyliśmy buty, wyszliśmy z bloku, wsiedlismy do samochody i ruszyliśmy w strone szpitala. Przez całą drogę tato próbował znaleźć ze mną wspólny język, gadaliśmy o tym i o tamtym. Zanim sie obejżałem byliśmy już na miejscu.
-Przyjechać później po Ciebie? - zapytał tato gdy wysiadałem już z samochodu.
-Jeszcze nie wiem ..najwyżej zadzwonię - odpowiedziałem i wyszedłem z pojazdu. Przeszedłem przez ulicę i wszedłem do szpitala. Stanąłem w progu drzwi i przemiezyłem wzrokiem cały długi korytarz. Na jego końcu zobaczyłem dwie postacie siedzące na krzesłach. Ruszyłem powolnym krokiem w ich stronę. To była Victoria i jej ojciec.
-Dzień Dobry - rzuciłem w stronę smutnego mężyzny. Nie uzyskałem odpowiedzi. - Hej - gdy ojciec Victorii nie patrzył pocałowałem ją w czoło na przywitanie.
-Hej....dzięki, że przyjechałeś.
Z sali z numerem 13 wyszedł lekarz.
-Nie wiem jak mam to państwu powiedzieć.......ale pacjentka... - zawiesił głos..po chwili jednak dokończył - pacjentka nie żyje - mężczyzna w białym fartuchu spóścił gowę.
 -Ale jak to? - Wtrąciłą Victoria ocierając pierwsze łzy.. - To niemożliwe ...niech pan powie, że to nie prawda.
-Przykro mi.
Ojciec Victorii sie nie odzywał tylko siedział ze spuszczoną głową. Widać było jak z jego policzków spływa jedna łza za drugą i spadają na podłogę. Victoria coraz bardziej płakała, strumyk łez zmienił się w wielki strumień. Nagle wtuliła się w mój tors....poczułem, że jestem jej teraz potrzebny. Muszę ją teraz wspierać i byc przy niej. Zeszkliły mi sie oczy... po policzku spłunęła pojednycza łza. Lekarz odszedł.
-Przykro mi - zwróciłem się w stronę Victorii.
-Potrzebuję Cie teraz Justin, ja sobie nie poradzę - odpowiedziała cała zapłakana.
-Poradzimy sobie razem.. - wtrącił jej ojciec. - uwiez mi wszystko będzie dobrze.
-Możemy jechac do domu? - zapytała Viki ojca.
-Załatwie pare spraw z lekarzem i pojedziemy. Ty tu poczekaj - zwrócił się w jej stronę, wstając z krzesła...poszedł do jakiegoś gabunetu.
-Chodź sie przejdziemy..musze wyjśc na świeże powietrze.
Wstalismy z krzeseł, złapalismy się za ręce i wyszliśmy przed szpital.  Usedlismy na ławce.
-Mama była najważniejsza osobą w moim życiu...zawsze mnie wspierała - nie przestawała płakać szkoda mi jej było...przytuliłem sie do niej - była chora więc musielismy tutaj przyjechać żeby mogła sie leczyć..ale cieszę się, że mam Ciebie. Znamy się krótko ale..czuję, że..... - niedokończyła.
-Myślę, że ta Tragedia była przeznaczeniem. Gdyby nie choroba Twojej mamy to nigdy byśmy sie nie spotkali....
Siedzielismy na tej ławce w ciszy przytuleni do siebie. Słychać było tylko bezustanne płakanie Victorii. NAgle ze szpitala wyszedł ojciec Victorii i podszedł do nas.
-To ja zamawiam taksówke i jedziemy do domu - zwrócił się w stronę zapłakanej dziewczyny.
-Mój tato nas odwiezie - wtrąciłem się.
-Na prawdę?
-Tak już dzwonię.
Po jakichś 6 minutach mój tato był juz pod szpitalem. Wszyscy wsiedliśmy do auta. Najpierw podwieźlismy Victorię i jej ojca a potem sami pojechalismy do domu.

OCZAMI VICTORII (Kanada) 

Gdy weszliśmy do domu zawiało chłodem. Tato poszedł do sypialni i położył się nałóżku i zmruśył oczy. Po chwili usnął wię go ptzukryłam kocem. Po czym poszłam do swojego pokoju i wzięłam do rąk zdięcie moje, mamy i taty. Przetarłam je rogiem koca i powiesiłam nad łóżkiem. W domu panowała kompletna cisza...było chłodno.....bez mamy było jakos tak..pusto. Często kłuciłam się z mama i mówiłam, że jej nienawidzę..ale to była nieprawda..mówiła tak tylko gdy byłam zła....nie łśuchaam sie jje i nie pomagałm w domu.teraz żałóję...Znów strumień łez spływał mi po policzkach. Przytuliłam sie do misia i szlochałam. Nie wiem czo sobie poradzę tylko z tatem. Zawsze to mama rządziła w domu. Ale nic..nie mamy wyjścia musimy jakos dac sobie radę. Podeszłam po sfki i wyciągnęłam z niej albumze zdięciami, ponownie położyłam sie na łózku i oglądałam rodzinne zdięcia. Nagle mój telefon zaczął wibrować to był sms od Jusina:
"Co robisz? Mam dla Ciebie niespodziankę...jak będziesz sie juz lepiej czuła to sie dowiesz jaka" 
"Nic...;( płaczę i oglądam stare zdięcia.....brakuje mi Ciebie" - odpisałam.
"Co mam zrobić żebyś się lepiej czuła?" - po minucie dostałam odpowiedź.
"Mogłbyś być teraz przy mnie...zrozumiałam, że ja..... Cię kocham...." 
Odpowiedzi już nie dostałam. Może nie powienam mówic co do niego czuję? Może on tego nie odwzajemnia..może się speszył?...Sama juz nie wiem. Moje życie nie ma senseu...Dzięki  Justinowi mój świat jest w cieplejszych barwach ..dzieki niemu wierzę, żę kolejny dzień będzie jeszcze lepszy....ale czuję, że to ne był odpowiedni moment na powiedzenie tego co czuję. Odłożyłam albumy i poszłam do łazienki przemyć twarz. Wzięłam do ręki żyletkę. Przyłożyłam ją do nadgarstka...nagle do drzwi zadzwonił dzwonek. Schowałam żyletkę do kosmetyczki, która stała na pólce i poszłam otworzyć. Wyjżałam przez wizjerek. To był justin...Otworzyłam drzwi i wpuściłam go do środka.
-Hej coś se stało, że przychodzisz? - zapytałam.
-Nie - jego kąciki ust lekko sie podniosły - mówiłaś, że chciałabys żebym był teraz przy tobie to jestem...wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
-A po co Ci ta gitara?
-Niespodzianka.
-To chodźmy do mnie...tato spi więc nie zagłosno.
-Okej  - ptzytaknął podążając za mną - to może chodźmy na taras nie będzie nas słychać w domu. Widzę, że juś Ci lepiej.
-Może troszeczke ale tylko dzięki Tobie - złapałam justina za rękę i zaprowadziłam go na taras. Usiedlismy na fotelach na przeciw siebie. Justi wyjął gitarę i zaczłą spiewać:

Ahh ah ah oh,
Ahh ah ah oh,

I always knew you were the best
The coolest girl I know
So prettier than all the rest
The star of my show
So many times I wished you'd be the one for me
But never knew it'd get like this, girl,
Whatcha you do to me?

You're who I'm thinking of
And Girl you ain't my runner up
And no matter what you're always number one
My prize possession, one and only
Adore ya, girl I want ya
The one I can't live without
That's you, that's you
You're my special little lady
The one that makes me crazy
Of all the girls I've ever known
It's you, it's you.

My favorite, my favorite, my favorite
My favorite girl, my favorite girl

You're used to going out your way to impress these Mr. Wrongs
But you can be yourself with me, I'll take you as you are
I know they said believe in love is a dream that can't be real
So girl lets write a fairy tale and show 'em how it feels

You're who I'm thinking of
Girl, you ain't my runner up
And no matter what your always number one
My prize possession, one and only
Adore ya, girl I want ya
The one I can't live without
That's you(that's you), that's you(that's you)
You're my special little lady
The one that makes me crazy
Of all the girls I've ever known
It's you, it's you

My favorite, my favorite, my favorite
My favorite girl, my favorite girl
Give it to you
My favorite, my favorite, my favorite
My favorite girl, my favorite girl

You take my breath away with everything you say
I just wanna be with you my baby, my baby, ohhhh
Promise to play no games,
Treat you no other way than you deserve
'Cause you're the girl of my dreams

-I jka Ci się podoba? - zapyta po skończeniu utwory - napisałem ja dla Ciebie...
Po moim policzku spłunęła pojedyncza łza.

Rozdział taki jkaiś jestem z niego tak minimalnie zadowolona...:P
Ma tu byc co najmnije 6 komentów... a kiedy kolejny to nie wiem...
Rozdział chciałabym zadedykowac mom rodzicom zokazjii rocznicy ślubu....:*:*:*  
 



sobota, 23 października 2010

ROZDZIAŁ 5 / DZIĘKUJĘ

OCZAMI JUSTINA (Kanada)

Z daleka widziałem jak Victoria rozmawia z sanitariuszem. Nie mogłem tak patrzeć jak ona cierpi. Po krótkiej rozmowie z lekarzem podeszła do mnie cała zapłakana. Usiadła na krześle obok.
-I co? - zapytałem .
-Mama będzie musiała przejść poważne operację.. - zawiesiała głos..po chwili dokończyła -  Lekarze dają jej tylko 50% szans na przeżycie..to poważna operacja - nagle wybuchła atakiem płaczu i przytuliła się do mnie.
-Wszystko bedzie dobrze...obiecuję....może pójdziemy do domu? Jutro z rana przyjdziemy..co ty na to?
-Okej.. - odpowiedziała uspokajając sie powoli.
Oboje wstaliśmy z krzeseł i skierowaliśmy się w strone wyjścia. Szpital był daleko położony od domu Victorii więc zamówiłem taksówkę. W ciszy staliśmy pod szpitalem czekając na taksówkę. Po 5 minutach czekania pod szpital zajechała wyczekiwana przez nas Taxi. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy pod dom Victorii. Victoria szybko wyszła, ja zapłaciłem i poszedłem za nią.
-Wiesz Justin....dzięki, że jestes przy mnie...wiem, że mogę na ciebie liczyć. Idziesz do mnie? - zapytała Victoria już w znacznie lepszym chumorze.
-Skoro chcesz - odpowiedziałem.
-Chcę - złapaliśmy się za ręcę i weszliśmy do klatki.Weszliśmy do jej domu. Jej ojciec był jakiś taki zły.
-Dzień Dobry - zwróciłem się do ojca Victorii.
-Dzień Dobry ...czy ty wcale nie myślisz!? - wydarł się na cały dom na Victorię.
-Ale o co ci chodzi? - zapytała ze zdziwieniem Victoria.
-Ktoś nas okradł...tak to jest jak się drzwi nie zamyka!
- Justin idź do mojego pokoju ja zaraz przyjdę - rzuciła w moją stronę Viki.
Tak jak mi kazała poszedłem do jej pokoju i usiadłem na łóżku. Zza ściany dochodziły tylko krzyki. Żal mi się zrobiło Victorii...jej mama w ciężkim stanie leży w szpitalu..teraz jej ojcec sie na nią wydziera.
-Ja pier***ę! - weszła wkurzona do pokoju trzaskająć drzwiami. Podeszla do łóżka i zajżała pod poduszkę.-Laptopa nie ukradli....ale telefon ojca i aparat fotograficzny. Boże jaka ja jestem tępa.....jak ja mogłam nie zamknąć tych głupich drzwi.
-Nie przejmuj się...przejdzie mu.. - chciałem ją jakos pocieszyć..ale nie miałem pojęcia jak.. - Co mogę zrobić żeby Ci się polepszył humor?
-A gdzi jest matka? - wszedł jej ojciec do pokoju.
-W szptalu... - Victoria spojżała na ojca ocierając pojedynczą łzę spływającą po jej policzku. -Będzie musiała przejść poważną operację..
-Ale jak to...?
-Zemdlała i zadzwoniłam po karetkę...potem lekarz powiedział, że zrobiły się jakies komplikacje i daja mamie tylko 50% szans na przezycie........
-Wiesz co? Może ja już pójdę? Nie będę wam przeszkadzać.. - powiedziałem wstając z łóżka.
-To pa......Dowidzenia.
-Do widzenia. - wyszedłem z pokoju Victorii
 Poszedłem do przedpokoju, założyłem buty i wyszdłem z bloku. Na dworze było już ciemno. Po drodze do domu spotkałem mamę.
-Hej.pomóc Ci? - zapytałem mamę dźwigającą parę siatek z zakupami. Wziąłem od mamy zakupy i poszlismy do domu. Rozmawialismy całą drogę. Była 17.15. Usiadłem a kanapie, a mam przyżądzała obiad. Włączyłem telewizor....bez sensu skakałem z kanału na kanał....cały czas myślałem o Victorii....
 -Justin!-usłyszałem głos mamy, z kuchni - Obiad gotowy!
Poszedłem do kuchni po jedzenie, chciałem już wyjśc ale mama mnie zatrzymała.
-Wiesz co....ostatnio się zmieniłeś.... - zwróciła się do mnie mama - jakoś nie widzę ostatnio Lisy u nas.
-Lisa to juz przeszłość...poznałem inną dziewczynę..Victorę, była ostatnio u mnie.
-I co? - pytała z zainteresowaniem mama.
-No nie najlepiej....jej mama jest w szpitalu....włamali się jej do domu....
Mama chyba zauważyła, że jestem smutny.
-Nie martw się...wspieraj ją kiedy będzie Cie potrzebowała i wszystko będzie okej. - mama sie usmiechnęła i rozczochrała moją czuprynę.
-Będę sie strał.
Dokończyłem obiad i poszedłem do swojego pokoju.
 " Gniewa się na Ciebe jeszcze tato?" - wysłałem esa do Victorii.
Po chwili otrzymałem odpowiedź: 
"Niebardzo...przed chwilą pojechał do szpitala.......moge Ci cos powiedziec?"
"Możesz..." - odpisałem.
"Cieszę się, że jesteś teraz ze mną...gdyby nie ty to nie wiem co by teraz się ze mną działo.. DZIĘKUJĘ"
".....yyyy.....nie wiem co powiedzieć...ale jedno Ci powiem: zawsze możesz na mnie liczyć"
 Victoria już więcje nie odpisała. Wyjąłem gitarę i usiadłem na łóżku. Zacząłem coś sobie brzdąkać. Nawet nieźle mi to wychodziło. Wziąłem kartke i długopis i zapisałem pierwsze akordy. Nagle wpadłem na pomysł żeby napisac piosenkę dla Victorii....powstawały pierwsze wersy piosenki.....potem kolejne i kolejne.
-Mamo! możesz na chwile przyjśc do mojego pokoju? - zawołałem mamę. Po chwili mama już była u mnie - Mogłabys tego posłuchać i ocenic?
-No to spiewaj.

Ahh ah ah oh,
Ahh ah ah oh,

I always knew you were the best
The coolest girl I know
So prettier than all the rest
The star of my show
So many times I wished you'd be the one for me
But never knew it'd get like this, girl,
Whatcha you do to me?

You're who I'm thinking of
And Girl you ain't my runner up
And no matter what you're always number one

(Chorus)
My prize possession, one and only
Adore ya, girl I want ya
The one I can't live without
That's you, that's you
You're my special little lady
The one that makes me crazy
Of all the girls I've ever known
It's you, it's you.

My favorite, my favorite, my favorite
My favorite girl, my favorite girl

You're used to going out your way to impress these Mr. Wrongs
But you can be yourself with me, I'll take you as you are
I know they said believe in love is a dream that can't be real
So girl lets write a fairy tale and show 'em how it feels

You're who I'm thinking of
Girl, you ain't my runner up
And no matter what your always number one

(Chorus)
My prize possession, one and only
Adore ya, girl I want ya
The one I can't live without
That's you(that's you), that's you(that's you)
You're my special little lady
The one that makes me crazy
Of all the girls I've ever known
It's you, it's you

My favorite, my favorite, my favorite
My favorite girl, my favorite girl
Give it to you
My favorite, my favorite, my favorite
My favorite girl, my favorite girl

You take my breath away with everything you say
I just wanna be with you my baby, my baby, ohhhh
Promise to play no games,
Treat you no other way than you deserve
'Cause you're the girl of my dreams

(Chorus)
My prize possession, one and only
Adore ya, girl I want ya
The one I can't live without
That's you, that's you
You're my special little lady
The one that makes me crazy
Of all the girls I've ever known
It's you, it's you...

My prize possession, one and only
Adore ya, girl I want ya (I wanna you)
The one I can't live without
That's you, that's you
You're my special little lady (your my special little lady)
The one that makes me crazy(the one that make me crazy)
Of all the girls I've ever known
It's you, it's you ( my favorite girl)

My favorite, my favorite, my favorite
My favorite girl, (favorite girl) my favorite girl
Favorite girl
My favorite, my favorite, my favorite
My favorite girl, (favorite girl) my favorite girl(ohh)
Favorite girl ohhhh ohhh ohhh 

-Jak myslisz? Spodoba się Victorii?
-Na pewno - usmiechnęła się mama 
-Dzięki..jutro jej to zaspiewam.. 

  
OCZAMI VOCTORII(Kanada)

Siedziałam sama w domu tylko z LoLą. Suczka spała a ja zaczęłam czytać książkę "Tam gdzie diabeł mówi dobranoc". Nie mogłam sie skupić...cały czas myslałam o mamie. Odłożyłam książkę, położyłam sie na łóżku i przykryłam kocem. Była 20.20. Odwróciłam głowę w stronę okna i wyjżałam przez nie. Na dworze było ciemno, w powietrzu unosiła się mgła a drzewa bujał wiatr raz w lewo raz w prawo. Światło księżyca odbijało się o zdięcie moje i mamy wiszące nad biurkiem. Czułam jak po policzku spływa jedna łza za drugą. Przypominałam sobie stare czasy gdy jeszcze byłam małą dziewczynką i mama czytała mi książki, wychodziła ze mną na spacery i bawiła się ze mną lalkami. Co raz mocniej szlochałam...po policzkach płynął mi teraz wielki strumień łez....Nie wiem co ja teraz zrobie gdy mamy nie będzie....nie dam sobie rady...mama zawsze była prz mnie....zawsze mogłam liczyc na jej wsparcie i dobrą radę...zawsze mi pomagała....wiem jedno: była najważniejszą osobą w moim życiu...

W końcu rozdział 5 licze na conajmniej 5 komentów..Mam nadzieję, ze sie spodobał ;pI sorry, że taki krótki ale na dłóższy nie macz czasu:(
Do nastepnego...:*
 


niedziela, 17 października 2010

ROZDZIAŁ 4/ Rozbieraj się

OCZAMI VICTORII(Kanada)

Obudziłam się i zdięłam laptop z brzucha. LoLa jeszcze spała koło mnie na łóżku. Lekko sie podniosłam i wyjżałam przez okno, było jeszcze ciemno więc zerknęłam na zegarek żeby sprawdzic, która godzina. Była 3 z minutami w nocy. Wstałam delikatnie, żeby nie obudzic LoLi i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Wysmarowałam cale ciało truskawkowym żelem pod prysznic, włączyłam wodę i zaczęłam wszystko spłukiwać. Umyłam jeszcze głowę szamponem Head&Shoulders. Wyszłam z pod prysznica i wytarłam się ręcznikiem. Wyszczotkowałam zęby i uczesałam włosy. Założyłam różowy szlafrok i poszałam do mojego pokoju się ubrać. Otworzyłam szafę  przez chwilę zastanawiałam się w co sie dzisiaj ubrać. Wygrzebałam szarą koszulkę z krótkim rękawem, jeansowe ciemne rurki i zielono-siwą arafatke. Zamknęłam drzwi od pokoju, nałożyłam na siebie bieliznę i zrzuciłam szlafrok na podłogę. Szybko założyłam t-shirt i wcisnęłam na tyłek spodnie. Na koniec założyłam arafatkę i zmieniłam kolczyki z różowych na zielone. Coś mnie załaskotało w palce u nóg. Spuściłam wzrok, a to LoLa lizała moje stopy.
-Chodź do mnie - zwróciłam sie do LoLi i wzięłam ją na ręce. Wyjęłam telefon z pod poduszki, sprawdziłam godzinę i schowałam go do kieszeni. Poszłam z LoLą do kuchni. Postawiłam ja na podłodze, otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej dwa plasterki polędwicy. Schyliłam sie do LoLi.
-Łapa - suczka posłusznie podała mi łapkę. W nagrode dostała kawałek szynki. - Leżeć. - LoLa podała mi drugą łapę - .no nie do końa o to mi chodziło ale za dobre chęc będzie nagroda - uśmiechnęłam się dając jej plesterek polędwicy. Szybko to zjadła, dałam jej jeszcze kawałek. Zabrała go i poszła do mnie do pokoju. Było w pół do 5. Wyjęłam z chlebaka bułkę, nutelle i nóż. Rozkroiłam bułkę i rozsmarowałam na niej nutellę. Położyłam kanapki na talerzu i poszłam do salonu. Włączyłam telewizor, a że wszyscy jeszcze spali nie oglądałam za głośno. Nic fajnego nie leciało więc włączyłam Starter MTV. Z pół godzinki posłuchałam piosenek i wyłączyłam Tv.  Zjadłam kanapki i poszłam zrobić sobie herbatę. Z gorącym napojem poszłam do siebie. Włączyłam laptopa. Przez chwilę wpatrywałam się w tapete na której byłam ja i Justin. Buzia mi sie sama usmiechała. Weszłam na demoty i było parę nowych. Nudno mi trochę było. Odłożyłam laptopa na biurko i usiadłam w rogu na łóżku. Wybiła 5. Wyjęłam telefon z kieszeni i napisałam esa do Justina niezwracając uwagi na to, która jest godzina.
"Sorry, że tak wcześnie piszę. Mam szlaban;/"

OCZAMI JUSTINA(Kanada)  

-Gimmie Gimmie Gimmie Gimmie- usłyszałem dzwonek od telefonu. "Kur*a kto tak wcześnie dzwoni" - pomyślałem. Wyjąłem telefon z pod poduszki, przetarłem oczy i zobaczyłem, że dostałem esa od Victorii. Zdziwiłem się , ze tak wcześnie do mnie pisze. "Sorry, że tak wcześnie piszę. Mam szlaban;/" - przczytałem pół tonem.  
"Wiesz, która jest godzina? Ale dobra...dlaczego masz szlaban?"
Wysłałem wiadomość. Oczy mi sie same kleiły więc po co miałem im przszkadzać, tak się wziąłem i zasnąłem. Po chwili obudził mnie kolejny sms. 
"Moi rodzice nie wiedzieli wczoraj gdzie jestem przez cały dzień;/ Może przyszedł byś dzisiaj do mnie? Nie mówili, że mam zakaz zapraszac kogoś do domu:)"
"Okej...ale dasz mi sie teraz wyspać..?....:D"- odpowiedziałem. 
"No dobra..:p" 
Spałem może do 8. Mama mnie zbudziła na śniadaie:
-Justin wstawaj..zrobiłam Ci kanapki - budziła mnie mama zciągając ze mnie kołdrę.
- Okej..okej jeszcze 5 minut - odpowiedziałem zarzucając kołdrę na głowę.
-Jak chcesz...śniadanie leży na stole w kuchnie. 
-Dobra..już wstaję. - wygramoliłem się z pod kołdry i poszedłem za mamą do kuchni.
-A ty gdzieś wychodzisz? - zapytałem mamę.
-Tak , wrócę wieczorem. Ojca tez nie będzie więc jak chcesz to gdzieś wyjdź.
-Okej. Pa.
-No, Na razie.
Usiadłem przy stole w kuchni i zacząłem jeść kanapki. Po zjedzeniu wyszedłem na balkon w samych bokserkach.Gdy rozglądałem sie po okolicy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Pomyslałem, że mama czegoą zapomniała więc szybko poszedłem otworzyć. Zdziwilem sie bo to była Lisa.
-Czego chcesz? - rzuciłem w jej stronę.
-Chcę pogadać. - odpowiedziała z niepewnością.
-My już nie mamy o czym gadać to konieć. Nie pokazuj sie tu więcej.
-Ale Justin... - zamknąłem jej drzwi przed nosem i zamknąłen na górny zamek. Troche mnie zdenerwowała swoja wizytą. Poszedłem do mojego pokoju po ubrania. Z szafy wyciągnąłem czarne rurki i zielony t-shirt. Odprawiłem poranną toaletę i ubrałem się. Była 10.15. Wyłałem esa do Victorii:
"Hej, o której mam do Ciebie przyjść?" 
Po chwili dostałem odpowiedź:
"Jak chcesz to możesz i teraz ;P" 
Chciałem już wyjść ale nie miałem kluczy. Zaczęły sie wielkie poszukiwania. Najpierw przerzuciłem do góry nogami mój cały pokój, potem salon i łazienkę, lecz kluczy nie znalazłem. Postanowiłem zrobić chwilę przerwy w poszukiwaniach i zjeść jogurt. Podszedłem do lodówki, a gdy ją otworzyłem zaśmiałem się i wyjąłlem moją zgubę. Klucze leżały w lodówce po między jajkami a serem. Darowalem juz sobie ten jogrt.  Zaśmiałem się i poszedłem do przedpokoju by założyć buty. Po założenie dunek popryskałem się jeszcze  Playboyem. Wyszedłem z domu..potem z klatki i ruszyłem w stronę domu Victorii. Po 10 minutach byłem już pod jej blokiem.
"Jaki masz numer drzwi? Jestem pod twoim blokiem i nie wiem gdzie dalej iść" 

OCZAMI VOCTORII(Atlanta)

"Jaki masz numer drzwi? Jestem pod twoim blokiem i nie wiem gdzie dalej iść"  - dostałam esa od Justina gdy czytałam magazyn Bravo. 
-Mamo? Mogę iść zobaczyć czy przyszła poczta? - zapytałam.
-Możesz ale za dwie minuty masz być w domu.
Wybiegłam z mojego pokoju i założyłam ciapy. Wzięłam klucze od skrzynki i wyleciałam z mieszkania. Szybko zbiegłam po schodach potykając sie po drodze.Przed blokiem stał Justin.
-Hej - uśmiechnęłam się. Otwierajć drzwi wejściowe do bloku.
-No hej  - odpowiedział odwzajemniając mój uśmiech. Weszliśmy do klatki.
-Poczekaj chwilę wezmę tylko pocztę. - podeszłam od skrzynki i wyjęłam parę listów i ulotek. - Idziesz?
Szliśmy po schodach na trzecie piętro. Weszliśmy do mojego domu.:
-Mamo! Przyszedł do mnie kolega-krzyknęłam w stronę salonu gdzie siedziała mama-Poczte kładę na stole w kuchni!
-Chodź do mnie do pokoju - złapałam Justina za rękę i poszliśmy do mnie. Oboje usiedliśmy na łóżku. - Chcesz coś do picia albo do jedzenia? - zaproponowałam Justinowi.                                                               -No możesz cos do picia przynieść. - odpowiedział.
-Może byc Cola?
-Może być.
Poszłam do kuchni po Colę. Wzięłam dwie szklaki i 1,5 l Coca-Colę. Gdy weszłam do mojego pokoju Justin bawił się z LoLą. Usidłam obok Justina i nalałam Colę do szklanek.
-Ładnie tu u Ciebie - powiedział Justin uśmiechając sie.
-Dziekuję.
Justin wziął colę i chciał sie juz napić, ale nagle LoLa skoczyła prosto w kubek z napojem. Cała Cola wylądowała na spodniach Justina.
-Ale ona jest durna -  wykrztusiłam z siebie pękając ze śmiechu.
-Haha - odpowiedział sarkastycznie Justin - tylko to nie ty masz Colę na spodniach.
-Zapiorę Ci te spodnie  - już mi przeszedłten atak śmiechu. - Rozbieraj się.
 -Ale no tak...głupio mi.
-Nie marudź tylko daj te spodnie. - widac było, że Justin się wstydzi.  - No nie stydź się..przecież jesteśmy sami.
-Ale obiecaj, że nie będziesz się śmiała.
-Obiecuję.
Justin ściągnął spodnie. Lekko się zachichotałam, lecz próbowałam miec taki poker face. Justin siedział na moim łóżku w samych bokserkach w pszółki, na policzkach miał rumieńce. Poszłam do łazieki zaprac te spodnie, poetm powiesiłam je na ciepłym kaloryferze. Wróciłam do Justina i zajęłam miejsce na łóżku. Chwile pogadaliśmy o wszystkim i o niczym. Nastała taka niezręczna cisza. Wpatrywaliśmy sie sobie w oczy.  Po chwili nasze twarze były coraz bliżej siebie. Nagle nasze wargi zetknęły się za sobą. Po całym ciele przeszedł mnie dreszcz. Lekkie muśnięcia przeradzały się w namiętny pocałunek.
-A co tu się dzieje!?  - usłyszałam głos mojej mamy i szybko odessałam sie od ust Justina. - Jesteście jeszcze gówniarzami i juz takie rzeczy w głowie...!
Mama nagle upadła na podłogę. Szybko de niej podbiegłam, oklepałam jej twarz lekko ale na marne dalej była nieprzytomna.
-Justin! Przynieś z kuchni szklanke wody - Justin od razu sie zerwał i pobiegł do kuchni. Po paru sekudach był już koło mnie. Ochlapałam twarz mamy wodą lecz to też nic nie pomogło - Trzeba zadzwonic na pogotowie.
Zadzwoniłam po pogotowie. Po 5 minutach byli już na miejscu.
-Możemy jechać z wami? - zapytałam któregoś z lekarzy gdy wynosili mamę a noszach z domu.
-Chodźcie.
Justin popędził do łazienki po spodnie i je założył. Szybko nałożyliśmy buty i wyszlismy z domu. Z tego wszystkiego nie zamknęłam drzwi. Wszyscy wsiedlismy do ambulansu i ruszylismy do szpitala. Jechaliśmy w ciszy aż w końcu dojechalismy pod szpital. Sanitariusze wyniesli mamę z samochodu, a ja i Justin wyszlismy za nimi. Weszlismy do szpitala i podążaliśmy za lekarzami. Wniesli mamę na jakąś salę, a nam kazali czekać.
-Czekamy..czekamy...czekamy i czekamy ..ile mozna czekać  - zwróciłąm się do Justina wiercąc sie cały czas na krześle.
-Czekamy dopiero 15 minut..uspokój się..wes głęboki oddech..wszystko będzie dobrze. - uspokajał mnie Justin. Przytu;ił sie do mnie i dodał - Nie martw się.
-Tak ..łatwo Ci mówić.... . - Parę łez spłynęło mi po policzku. Justin otarł mi je palcem i pocałował w czoło.
Po chwili przyszedł do nas lekarz. Szybko zerwałam się z krzesła.
-I co z mamą? - zapytałąm lekarza.
-Nie jest najlepiej będzie musiała przekśc poważną operację... - zawiesił głos. Wybuchłam wielkim płaczem.

 Sorry, że taki krótki rozdział.. następny obiecuję, że będzie dłuższy...ale będzie dopiero gdy pojawia się u conajmniej 4 komentarze. Nie wyobrażacie sobie jak mi sie miło robi gdy dostaje taki pozytywny komentarz..czuję wtedy, ze ktoś docenia moja pracę i wysiłek jaki w to wkładam. Mam nadzieję, że rozdział sie podobał. Do nastepnego:***


piątek, 15 października 2010

POLECAM:

Zapraszam do czytaia tych blogów:

http://dreams-of-justin.blogspot.com/ - blog mojej przyjaciółki:) Będzie mi miło jeżeli będziecie na niego wpadać i komentować:) Mi się bardzo podoba;)
http://change-of-justin.blogspot.com/ - -blog Szarej gorąco polecam:*
http://take-me-to-heaven-justin.blogspot.com/ - drugi blog Szarej też bardzo polecam..czytam go od początku i normalnie kocham czytac...;*
http://samantas-life.blogspot.com/ - zapraszam bradzo fajne opowiadanie:)

czwartek, 14 października 2010

ROZDZIAŁ 3/ Me plus You

OCZAMI VICTORI(Kanada)

Wróciłam do domu po jakichś 30 minutach spacerowania. 
-I jak? - zapytał tato siedząć na kanapie gdy wchodziłam dod odmu - podoba Ci się okolica?
-No, a gdzie mama? - zapytałam.
-Rozpakowywuje swoje rzeczy. 
-Aha. - rzuciłam w taty stronę.
-Mam coś dla Ciebie. - od razu się wyszczerzył  i poszedł na chwilę do sypialni. Usiadłam na łóżku czekając na prezent od taty. Tato wszedł do pokoju z wielkim pudełkiem w rękach.  
-To dla Ciebie - podał mi paczkę. 
Otworzyłam pudełko a w nim spał malutki York.
- Ooo...jaki słodki. Dzięki tato. - pocałowałam tatę w policzek i wyjęłam małego Yorka w pudełka.  - Mogę z nim wyjść na spacer?
-Możesz o dzisiaj jest twój..się znaczy twoja. - uśmiechnłą się do mnie tato.
-Nazwę ją LoLa. To ja idę.
Założyłam buty, wzięłam na ręce LoLa i wyszłam na klatkę. Gdy wyszłam z bloku położyłam suczkę na chodniku i poszłyśmy po między jakieś uliczki.

OCZAMI JUSTINA(Kanada)

Zapukałem do drzwi Maxa. Po chwili otworzyła mi jego mama.
-Dzień Dobry. - powiedziłem.  - Jest Max?
-Poszedł do skate parku  i kazał mi tobie przekazać że czeka na ciebie na moście. - odpowiedziała Maxa mama.
-Aha dziękuję do widzenia.
-Dowidzenia.
Wskoczyłem na deskę i pojechałem w stronę skate parku. 
-Wiesz może która godzina? - zaczepiła mnie jakaś typiarka więc zatrzymałem się.
-Co? - zapytałem bo nie usłyszałem.
-Wiesz może która godzina? - przyjżałem się jej...kurczę... kogoś mi przypominała ta laska. 
-Ja cię już gdzieś kiedyś widziałem - zamyśliłem się - Ooo...juz wiem dzisiaj wpadlismy na siebie. - uśmiechnąłem się. - jestem Justin a ty?
-Victoria....to powiesz mi która godzina? - zapytała sarkastycznie.
-16.45. Często tu bywasz? Pierwszy raz cię tu widzę.
-Dzisiaj się tu przeprowadziłam i chciałam poznać okolicę.
- Ja Ci mogę pokazać okolicę. - usmiechłąem się a Victoria się lekko zaczerwieniła.
-No skoro chcesz to czemu nie?
Wyjąłem z kieszeni telefon i napisałem esa do Maxa" Sorry ale coś mi wypadło. Spotkamy się kiedy indziej." Przez chwilę szlismy w milczeniu. Odwróciłem się w strone Victorii  i zanurzyłem się w jej pieknych brązowych oczach.
-Masz śliczne  oczy - zwróciłem się w stronę Victorii. - A tak wogóle to z kąd przyjechałaś?
-Oo..Dziękuję - Victoria się lekko zatumieniła -  Wcześniej mieszkałam w Atlancie.
-A dlaczego się tu przeprowadziłaś zapytałem zainteresowany.
-Mama jest chora i tylko tutaj jest szansa żeby mogła sie leczyć. - zauważyłem że od razu pozmutniałą.
-A...oke to nie moja sprawa.
-Spoko. LoLa..czekaj  - pobiegła za swoim psem śmiejąc się.
Podjechałem szybciej w stronę Victorii szczerząc się.
-Wiesz co..ja muszę już iśc do domu bo z tym psem to dłużej nie wytrzymam. - powiedziła podoszą c LuLu z chodnika.
-Szkoda, że musisz iść a...dasz mi numer telefonu? - zapytałem.
- Jasne.  - wyjąłem telefon, żeby zapisać numer - 664852951. No to pa. Napisz dzisiaj - puściła mi oczko i poszła.

*** 

Leżałem już w łózku. Była 2 w nocy. Wyjąłem telefon z pod poduszki i obracałem go w rękach zastanawiając się co napisać do Victorii. Po chwili namysłu zacząłem cos klikac na klawiaturze mojego soniaka. 
" Hej :) To ja Justin. Mam nadzieję że nie obudziłem Cię". 
"Wyślij" - powiedziałem cicho pod nosem. Spojżałem w okno. Było ciemno, księzycowy blask odbijał się od okien bbloków, nad domami unosiła się mgła. Nagle mój telefon zaczał wibrować a z nim moje ręce. Przyszedł sms od Victorii, ucieszyłem się, że odpisała. 
" Hej ;* Nie obudziłeś mnie...już myslałam, że nie napiszesz od 20 czekam na esa od Ciebie;) Co robisz?".
Od razu złapałem się za odpisanie."Leże  włózku i myślę :) A ty co robisz? "
"Też leżę już w łóżku a oczym tak myślisz?" - odpisała.
"A..o tym i o tamtym :) spotkamy sie jutro?".
" No...czemu nie ;p A gdzie ty tak własciwie mieszkasz?"
" No nie wiem jak Ci to wytłumaczyc jutro Ci pokaże:)" 
"Okej..ja juz idę spać jestem bardzo zmęczona..Dobaranoc;***" 
"Dobraoc:* Słodkich snów"

OCZAMI VICTORII(Kanada)


"Dobranoc Justin" - powiedziałam ciocho, zamnkęłam powieki i wyobraziłam sobie Justina przy moim boku na łące na kocu. Po chwili zasnęłam. Rano obudził mnie telefon. To był sms od Justina.
"Zabiorę Cię w fajne miejsce:* o 11 bądź pod skate parkiem tam gdzie wczoraj. ...Czekam"
 Popatrzyłam na godzinę i była już 10.04 szybko wyszłam z pod kołdry, wujęłam z szafy turkusową bokserkę i jeansowe szorty i poszłam do łazienki. Szybko się umyłam i ogarnęłam moją czuprynę. Ubrałam się. Rodzice jeszcze spali więc napisałam karteczkę"Wychodze nie wiem o której wrócę. Nie martwcie się....Victoria". List przyczepiłam do lodówki na magnes, wzięłam torbę do której spakowałam bluzę i aparat cyfrowy i wyszłam z domu. Spojżałam na zegarek było w pół do 11. Miałm jeszcze czas więc sie za bardzo nie spieszyłam. Po dziesięciu minutch byłam już pod skate parkiem. Justina jeszcze nie było więc usidłam na ławce i wpatrywałam się w rzeczkę płynąłcą na przeciwko skate parku. Nagle ktoś złapał mnie od tyłu.
-O Boże! - aż podskoczyłam. Odwróciłam się do tyłu. To był Justin. - Ale mnie przestraszyłeś.- Justin się zaśmiał. - A tak w ogóle to gdzie chcesz mnie zabrać?
-Mam nadzieję, że lubisz zwierzęta bo chcę Cię zabrać do ZOO. - uśmiechnął się.
-Fajnie - odwzajemniłam uśmiech. Justin złapał mnie za rękę i rzucił w moją stronę:
-No chodź. ......Opowiedz mi coś o sobie. - dodał ciągnąc mnie za rękę.
- No co ci mogę powiedzieć..? No to tak: lubię słuchać muzykę, śpiewać, robić zdięcia lubię też ciasta robić -  -No to teraz ty mi coś o sobie powiedz.
-No to tak : od dzieciństwa śpiewam i gram na gitarze, kolekcjonuję kostki sławnych gitarzystów. Lubię też jeździc na desce i grać w kosza. O już prawie jesteśmy.
Szliśmy w milczeniu do ońca drogi. Justin kupił bilety i weszłiśmy do ZOO. Wszędzie były jakieś rośliny, których jeszcze nigdy nie widziałam.
-Ojej..jak tu ślicznie. - wyjęłam aparat i zrobiłam parę fotek. - Mogę tobie zrobic zdięcie? - zapytałam Justina.
-No..czemu nie?
Wyjęłam aparat z torby i zrobiłam mu kilka fajnych fotek, on mi, jeszcze zrobiliśmy sobie razem kilka zdięć.   Obeszliśmy całe ZOO.Było na prawdę ekstra, a Justin jest po prostu codowny.

***
Gdy wyszliśmy z ZOO poszliśmy do domu Justina. Była 18.45.
-Dobry Wieczór. - zwróciłam sie do Justina mamy gdy weszliśmy do jego domu.
-Dobry Wieczór. - odpowiedziała.
-My idziemy do mojego pokoju. - powiedział Justin kierując się w strona swojego pokoju. Poszłam za nim. Pokój miał fajny, taki przytulny. Oboje usiedliśmy na łóżku.
-Mówiłeś, że grasz na gitarze i śpiewasz. - -uśmiechnęłam się.
-Czego oczekujesz?
-No....że mi cos zaśpiewasz - zrobiłam oczy małego kotka.
 -Okej - Justin wziłą gitarę, z kieszeni wyjął kostkę i zaczłą grać.

 Me plus you, I'm a tell you one time
Me plus you, I'm a tell you one time
Me plus you, I'm a tell you one time
When I met you girl my heart went knock knock.
Now them butterflies in my stomach wont stop stop.
And even thought it's a struggle love is all we got.
So we gonna keep keep climbin till the mountain top.

Your world is my world.
And my fight is your fight.
My breath is your breath.
And your heart.

Chours:

Your my One love.
My one heart.
My one life for sure.
Let me tell you one time. (girl I love,girl I love you)
I'm a tell you one time. (girl I love,girl I love you)
And I'm a be your one guy.
You'll be my #1 girl always makin time for you.
I'm a tell you one time (girl I love,girl I love you)
I'm a tell you one time (girl I love,girl I love you)

You look so deep.
You know that it humbles me.
Your by my side and troubles them don't trouble me.
Many have called but the chosen is you.
Whatever you want shawty I'll give it to you.

Your world is my world.
And my fight is your fight.
My breath is your breath.
And your heart.

Your my One Love.
My one heart.
My one life for sure.
Let me tell you one time. (girl I love,girl I love you)
I'm a tell you one time. (girl I love,girl I love you)
And I'm a be your one guy.
You'll be my #1 girl always makin time for you.
I'm a tell you one time (girl I love,girl I love you)
I'm a tell you one time (girl I love,girl I love you)

Shawty right there.
She's got everything I need and I'm a tell her one time.
One Time, One Time.
Give you everything you need down to my last dime.
She makes me happy.
I know where I'll be.
Right by your side cuz she is the one.
For me.

Your my One Love.
My one heart.
My one life for sure.
Let me tell you one time. (girl I love,girl I love you)
I'm a tell you one time. (girl I love,girl I love you)
And I'm a be your one guy.
You'll be my #1 girl always makin time for you.
I'm a tell you one time (girl I love,girl I love you)
I'm a tell you one time (girl I love,girl I love you)


Me plus you, I'm a tell you one time
Me plus you, I'm a tell you one time
Me plus you, I'm a tell you one time

One time
One time

-OMG. Na prawdę masz talent. To było zajebiste - powiedziałam zaczrowana głosem Justina.
-Dzięki. A masz przy sobie kabel USB to aparatu?
-Mam a co?
-A mogłabyś przerzucić zdięcia, które dzisiaj robilismy na komputer?
-Okej. - wyjęłam z torby cyfrówkę ikabel USB. Podłaczyłam aparat do komputera i przerzuciłam wszystkie zdięcia z ZOO na pulpit. Odłaczyłam aprat. Zaczłęiśmy oglądać te zdięcia. Wyszły super. Trochę się pośmieliśmy z tych zdięć, szczególnie z tych co Justin mi robił z zaskoczenia. Normalnie masakra:)
-Wiesz co? Ja już musze iśc od domu - rzuciłam w strone Justina.
- Odprowadzę Cie.
Wziąłam aparat i torbę iwyszliśmy z pokoju Justina.
- Dobranoc - powiedziałam do mamy Justina gdy wychodziłam.
 Wyszliśmy. Po 5 minutach bylismyjuz pod moim blokiem. Przez chwilę staliśmy i wpatrywaliśmy się sobie w oczy.
-Okej ja idę - przerwałam cisze i pocałowałam Justina w policzek. Weszłam do klatki i pobegłam po schodach do domu.
-Już wróciłam. - powiedziałam wchodząc do domu i poszłam do swojego pokoju.
-Victoria chodź do salonu..musimy porozmawiać. - usłyszłam głos mojego ojca. Trochę się przestraszyłam, bo powiedziła to jakistakim ostrym tonem. Położyłam torebkę na łóżku i poszłam do salonu.
-Coś sie stało? - zapytałam gdy zobaczyłam rodziców siedzących na kanapie z takim Poekr Face.
-Gdzie ty byłaś młoda panno? - zapytał ze złością ojciec.
-No na dworze przecież napisałam karteczkę i przyczepiłam na lodówke? - odpowiedziałam zdziwiona.
-Tak to pakż mi ta karteczkę. - wtrąciła się mama.
Poszłam do kuchni, zeby zdiąć karteczkę z lodówki i pokazać rodzicom. LoL tej karteczki nie było a magnes leżął na podłodze.
-Ale jak to? - przyleciała do mnie LoLa i sie ze mną przywitała. Wzięłam ja na ręce. Widziałąm ze byłą juz zmęczona więc zaniosłam ją do mojegho pokoju i położyłam nałóżku. Miałam juz wychodzić ale zobaczyłam, że pod mom łóżkiem jest ta karteczka cała porwana i wymemlana. LoLa juz spałą. Pozbierałam te karteczki poszłam do salonu.
-LoLa zjadła karteczke. - pokaząłm rodzicom te pogryzione papierki.
-Tak..zwalaj wszystko na psa.  Masz szlaban na tydzień na wychodzenie z domu. Może się nauczysz żeby mówic kiedy i gdzie wychodzisz. Marsz do pokoju. - posłusznie poszłam, żeby nie dostać większego szlabanu. Położyłam się na łóżku, wyjęłam laptopa, położyłam go sobie na brzuchu i zgrałam na niego zdięcia z aparatu. Wybrałam najładniejsze zdięcie gdzie jesteśmy oboje - ja i Justin - i ustawiłam na tapecie. Weszłam na YouTube i puściłąm jakąś wolną nutę. LoLa sie przebudziła się, podeszła do mnie, wgramoliła sie po między moja rękę a bok i usnęła. Przełączyłam a inna piosenkę i po chwili ja usnęłam.

Zastanawiam sie czy pisac dalej tego bloga czy nie;/ Mają być tu conajmniej 3 komentarze. 







środa, 6 października 2010

ROZDZIAŁ 2 / No całkiem niezła ta laska

OCZAMI JUSTINA(Kanada)

 Zalogowałem się na Twiterra. Wtedy do pokoju weszłą Lisa, trzymała w ręku Coca-Colę i dwie szklanki. Położyłą to na biórku poczym usiadła koło mnie na łóżku. Nagle z szafy dobiegł jakiś dziwny dźwięk jaby ktoś walną głową o sufit szafki. 
-Co to było? - zapytałem Lisy. Popatrzyłem na nią i miałą jakąs taką dziwną minę. Jakby coś ukrywała.
-Ale co? Nic,  Może ci się zdawało. - odpowiedziała -  A co tam u cb? - szybko zmieniłą temat.
-A spoko. A mogę spróbować? - zapytałem uśmiechając się.
-Możesz ale co spróbować? - nachyliłem się nad Lisą i delikatnie musnąłem ją po szyi. Po chwili leżałem już na niej, całowaliśmy się namiętnie. Robiło się na prawdę gorąco. Było ekstra do momentu.  
-Boże! Co to jest? Mysz! - z tej samej szafy -co wtedy wydobył się dźwięk walniętej głowy- wypadł jakiś chłopak w samych majtkach ze spodniami w ręku. Szybko zszedłem z Lisy i rzuciłem w jej stronę:
-Lisa?! Kto to jest do cholery?!
-Ja nie wiem. - odwróciła się w stronę tego typa - Z kąd ty się tu wziąłeś, kim ty jesteś? - udawała zdzwienie.
-Aktorką to ty świetną zostaniesz. Ja spadam, z nami koniec - wyszedłem z jej pokoju wściekły trzaskając drzwiami. Usłyszałem tylko "Miałeś nie wychodzić z szafy!". Poszedłem do domu zdenerwowany ale też smutno mi było trochę bo przecież ją kochałem. Pobiegłem od razu do mnie do pokoju gdy tylko przyszedłem do domu.  Usiadłem na łóżku i usunąłem wszystkie zdięcia Lisy i wyrzuciłem wszystkie rzeczy z nią związane. Chciałem o niej jak najszybciej zapomnieć. Pod głowę podłożyłem poduszkę i zasnąłem.

OCZAMI VICTORII(Atlanta/Kanada)

 Budzik zadzwonił równo o 7.00. Szybko się zerwałam z łóżka by nie spóźnić się na samolot. Wygramoliłam się spod kołdry i poszłam do łazienki. Szybko się umyłam, ułożyłam włosy i ubrałam. Na koniec się jeszcze pomalowałam lekko i wyszłam z łazienki. Zeszłam na dól. Mama jeszcze spała więc ją zbudziłam.
-Cześć mamo - mama otworzyła oczy.
- Która godzina? Spóźnimy się a samolot - szybko wstała i wzięła budzik do rąk by zobaczyc, która godzina. Mama przetarła oczy i wpatrzyła się z zegarek. - Dopiero 8.30. ide do łazienki.
Włączyłam telewizor i oglądałam "granie na czekanie". Dużo zgadek wiedziałam jednak nie dam się nabrać na tych oszustów. Zanim się obejżałam mama już ubierała kurtkę i zakładała buty. Popatrzyłam na zagarek była już  9.25.
-Szybko bo się spóźnimy - powiedizła mama - wtedy zerwałam sie, wyłaczyłam telewizor i poszłam założyc buty.
Ja i mam wzięłyśmy walizki  i wyszłyśmy z domu. Mama zamykała dom a ja wkładałam walizki do bagażnika zamówionej wczesniej taksówki. Po jakichś 10/15 minutach byłyśmy już na lotnisku. Mama zapłaciła i poszłysmy w strone samolotu. Przed wejściem do samoloty stała stiuardessa zbierająca bilety. Mama wygrzebała z torby dwa bilety i jej dała. Zajęłyśmy miejsca obok siebie. Było mało osób: jakaś staruszka z wnuczką, jakies małżeństwo oraz jakaś 4-osobowa miła rodzika. Wystartowaliśmy. Mama od razu zasnęła. Po chwili przyszła stiuardessa.
-Może żelki albo cos innego słodkiego? - zapytała uprzejmie szczerząc swoje idealnie proste i białe zęby.
-Poproszę żelki - połozyła przede mną paczkę żelowych misiów HARIBO i odeszła.  Otworzyłam Haribo i zajadałam się misiami. Na początku wyjadłam wszystkie zielone - moje ulubione. Wyjęłam z torby mp3 i właczyłam sobie Boba Marleya" No woman No cry". Ostatnio to była moja ulubiona nutka. Mama sie przebudziła. Chwile pogadałyśmy jak to dalej będzie i w ogóle o życiu.
-Proszę zapiąc pasy zaraz lądujemy - rozległ sie po całym samolocie głos stiuardessy. Wszyscy zapieli pasy. Po chwili byliśmy już na lotnisku w Kanadzie. Wyszłyśmy z zsamolotu. Na lotnisku czekał juz tato. Szybko pobiegłam do niego i rzuciłam mu sie na szyję. Już dwa lata go nie widziałam.
 - Cześć tato! - wtuliłam się w jego tors.
 Cześć córeczko - odpowiedział tata. - Cotam?
Podeszła do nas mama.
-Cześć kochaie - pocałowała tatę "Fuuuujjjjj"- pomyśałam.
 Po 15 minutach przywitań pojechaliaśmy do domu taty. Mieszkał w bloku w  niewielkiej, spokojnej dzielnicy. Dom nie był duży. Były tam trzy pokoje, do każdego oddzielna łazienka, kuchnia oraz balkon i wielki taras. Mama rozgościła się w sypialni u taty, a ja dostałam pokoj blisko kuchni z tarasem.  
Był to w miarę duży pokój z fiolowymi ścianami, białymi meblami i zielonymi dodatkami. Wyszłam na taras gdzie były dwa czarne skórzane fotele i szklany stolik. Rozpakowałam sie i poszłam do sypialni rodziców. Mama i tata gadali, oboje na mnie spojrzeli.
- Mogę iść przejść sie po okolicy? - zapytałam.
-Możesz tylko nie bądź za długo - odpowiedział tato.
-Okej -odpowiedziałam i wyszłam z domu.
 Gdy wyszłam z bloku weszłam w pierwszą lepszą uliczkę na prawo.

OCZAMI JUSTINA(Kanada) 

Przebudziłem się po jakichś dwóch godzinach. Poszedłem do łazienki ochlapać twarz wodą by się rozbudzić. Od razu pomogło. Przebrałe się w świeżą koszulkę, wyjąłem z portfela dyche i wybrałem się do sklepu po coś do przekąszenia. Wyszedłem z domu i ruszyłem w stronę " Super Star ". Wyjąłem z kieszenie słuchawki podłaczyłem do telefonu i puściłem jakąś nutę. Nagle zza zakrętu wyszła jakaś dziewczyna i wpadliśmy  na siebie. Ona upadła. Podałem jej rękę i pomogłem wstać.
-Sory - rzuciłem obojętnie w jej stronę. - nic ci nie jest? - zapytałem.
-Nie spoko. - odpowiedziła i poszła dalej.
Odwróciłem się w jej stronę, zatrzymałem i odprowadzałem ją wzrokiem do końca uliczki. "No całkiem niezła laska." - pomyslałem. Długie brązowe włosy, szczupła o zgrabnej sylwetce. Z tego transu wyrwał mnie czyjś głos.
-Przepraszam młodzieńcze - zapytała jakaś staruszka -  Nie wiesz może gdzie jest sklep zoologiczny?
-To jest na końcu uliczki w lewo i tam będzie aki duży napis "Animals Planet".
-Ohh..dziękuję młodzieńcze.
Poszedłem do sklepu. Kupiłem nutellę i 4 bułki. Wróciłem do domu. Mama oglądała TV a ja poszedłem do kuchni zrobić sobie kanapki. Przekroiłem bułke na pół i posmarowałem nutellą. Gdy przekrajałem drugą jak na złóść nóż mi sie wyślizną i przekroiłe kawałem palca.
-Ałaaa - wydałem się na pół mieszkania wkładająć palec pod zimna wodę.
-Coś się stało? - zapytała przestraszona mama.
-Nie. Skaleczyłem sie tylko - odpowiedziałem - a mamy plastry?
-Nie wiem zobacz w łazience w szafce pod zlewem. Poszedłem do łazienki i wygrzebałem z szafki pudełko plastrów. Znalazłem tylko takie w kubusie puchatki. No trudno. Wyąłem jeden z nich i owinąłem palca. Zadzwonił mój telefon.
/rozmowa telefoniczna/
-Siema - odezwał się Max.
-Siema stary - odpowiedziałem.
-Wyłazisz na deskę?
-Nom. To czekaj zaraz będę u Cb.
 -Oke.
/koniec rozmowy/
Zjadłem szybko kanapki, założyłem buty, złapałem za deskę i wyleciałem z domu.

Taki jakiś. Następny będzie lepszy ale mają tu być conajmniej 2  komenty jak nie to nie dodam 3 rodziału.